poniedziałek, 31 października 2011

1. Wstęp, prolog, czy jak to się zwie

Jak zmieścić całe swoje życie do walizki? No dobra, do trzech walizek, to i tak mało. Tyle rzeczy, które przypominają mi o wspaniałych chwilach mojego życia, a ja muszę wybrać te najważniejsze żeby upchnąć je gdzieś między ciuchami. Tak się nie da, ale obiecałam sobie, że nie będę narzekać. Wiem, że rodzice długo rozważali wszystkie możliwości zanim podjęli decyzję o przeprowadzce. 
Tylko, dlaczego tak daleko?
Ale zacznijmy od początku...

Kim jestem?
- 16 latką, uwielbiającą rocka z lat 60tych, 70tych i 80tych, szczególnie polskiego rocka, choć zagranicznym też nie gardzę, wychowałam się na tej muzyce i szczerze mówiąc innej nie znam. W domu zawsze był tylko rock, a że mi odpowiadał, to innej muzyki nie szukałam.
- Mam na imię Weronika, ale nie lubię swojego imienia, kojarzy mi się z jakąś, co najmniej 100letnią kobietą. Nie lubię być jedną z wielu, więc nie pozwalam zdrabniać mojego imienia w pospolity sposób, znajomi mówią do mnie Roni, a właściwie to Ron, tylko mama używa pełnego imienia...
- Jestem chłopczycą, i bardzo mi z tym dobrze... Nie lubię być dziewczęca, wszystko przez mamę, chciała zrobić ze mnie małą księżniczkę, ubierającą się na różowo, tańczącą w balecie i grającą na skrzypcach... Na szczęście tata miał inne plany, nie pozwolił jej na to, zapisał mnie na Krav Magę, choć na balet chodziłam, chodzę i to chyba jedyna dziewczęca czynność, którą lubię (ale to moja tajemnica, tylko najbliżsi kumple o tym wiedzą, ale im mogę zaufać, poza tym mają to gdzieś, miło nam się spędza czas i tylko to się dla nich liczy). Zawsze lubiłam męskie zajęcia, wolałam samochodziki od lalek, wolałam grać w nogę czy włazić na drzewa niż stroić się przed lustrem. Chyba wszystko przez to, że chciałam być taka jak brat. Jest 3 lata starszy ode mnie, zawsze chciałam robić to, co on, on oczywiście tego nie chciał, ale to inna sprawa. W końcu pogodził się z tym, że jakiś krasnal się za nim włóczy, później nawet to polubił. Nie lubi tylko jak podbieram mu ciuchy z szafy, ale co ja poradzę na to, że męskie są wygodniejsze, chociaż sądzę, że już do tego przywykł. Przez to, że ubieram się jak chłopak, sylwetki też nie mam zbyt kobiecej, duża część osób bierze mnie za chłopaka, dopóki się nie odezwę. Znaczy jest tak jak ktoś nie przyłoży zbytniej uwagi do tego, co widzi, ale nie wielu przykłada, więc dla wielu jestem Ronem, a nie Roni. Zwykle noszę na głowie czapkę z daszkiem albo chustę, więc nawet moich długich włosów nie zauważają od razu. Mam włosy do pasa, ale zwykle związane tak, że nikt nie zna ich faktycznej długości.

Dlaczego się przeprowadzam?
Głównie ze względu na mamę, skończyła biotechnologię, marzyła żeby projektować leki. Najpierw pracowała w Herbapolu, praca nie była uciążliwa, ale mama marzyła o perspektywach rozwoju, jakiś podwyżkach (chyba każdy o tym marzy). Ponieważ w firmie nie miała zbyt wielu możliwości do tego, zmieniła pracę, zatrudniła się w Hascoleku, ale nie wytrzymywała tego psychicznie. Kiedy znalazła ofertę pracy w Dallas, długo się wahała, ale w końcu z tatą podjęli decyzję, że trzeba spróbować. Udało się, mama będzie szefem projektu. Jestem z niej dumna, choć przeprowadzka mnie przeraża. Boję się czy dam sobie radę... te wszystkie różnice, kulturowe, programowe w szkole, bo przecież muszę do niej chodzić. Nigdy nie byłam popularna i jakoś o to nie zabiegałam, ale wolę być outsiderem z wyboru niż pariasem* z przymusu.
Tata problemu z pracą mieć nie będzie, pracował jako informatyk dla polskiego oddziału Microsoftu, kiedy powiedział szefowi jaka jest sytuacja, ten załatwił mu przeniesienie do USA. W Polsce zostają dziadkowie i brat, on ma 19lat i zaczyna studia, jest dorosły, więc może zostać, ja niestety nie.
Tak więc jak tylko zakończy się rok szkolny, czyli za 2 dni wyjeżdżam z mojego rodzinnego Wrocławia do Dallas w stanie Texas. Może nie będzie tak źle? zobaczymy

* parias-członek kasty indyjskiej nietykalnych. Ludzi np. zajmującej się paleniem zwłok.