poniedziałek, 19 listopada 2012

25. Negatywny



-Negatywny... negatywny... -dzisiejszy dzień stał pod znakiem płaczu, ale tym razem były to łzy ulgi. Ogromny kamień spadł mi z serca. Joe'mu chyba też, kiedy usłyszał moje słowa jego mięśnie się rozluźniły, a on jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie.
-Dzięki Bogu. -Jedną ręką trzymał mnie za tył głowy, a drugą gładził moje plecy. Emocje zaczęły ze mnie uchodzić i przez chwilę miałam wrażenie, że się przewrócę. -chodź, położysz się, za dużo emocji jak na jeden raz.
Nie sądziłam, że stres związany z tym testem będzie tak duży. Nie sądziłam, że będę tak zmęczona po nim, powinnam skakać pod sufit, w końcu wynik okazał się dla nas korzystny, a jednak zamiast tego płaczę. Położyłam się na łóżku, a Joe okrył mnie kocem.
-Dziękuję, za wszystko. I jeszcze raz przepraszam. Nawet nie wiesz jak podle się czuję z tym, że Cię wykorzystałam.
-Ron, nie masz, za co dziękować, ani przepraszać, chyba już to omówiliśmy.
-Mam, Joe, gdybym Cię nie przymusiła, nie doszłoby do tego, nie uprawiałbyś seksu bez zabezpieczenia, i nie martwiłbyś się czy nie przyczyniłeś się do wzrostu populacji w tym mieście.
-Przestań, gdybym nie wypił paru drinków za dużo, pamiętałbym żeby założyć prezerwatywę. Już Ci mówiłem, gdybym tego nie chciał, to by do tego nie doszło. Prześpij się może, to pozwoli Ci się uspokoić, spojrzeć na to z innej strony.
Kiwnęłam tylko głową i przymknęłam oczy. Joe mówił jeszcze coś o tym, że zatrzaśnie za sobą drzwi, chwała najwyższemu za amerykańskie zamki w drzwiach, i że przyjdzie do mnie jutro, bo chciałby porozmawiać, ale nie chce mnie męczyć. Wymruczałam coś w stylu "ok, dziękuję", poczułam jeszcze jego usta na moim czole i odpłynęłam do krainy snów.

[oczyma Joe'go]
Ta cała sytuacja była przerażająca, sam nie wiedziałem, co zrobić, wiedziałem tylko, że niezależnie od wyniku testu nie mogę zostawić Roni samej. Stan, w jakim ją znalazłem... nie wiedziałem jak się zachować, z jednej strony miałem ochotę krzyczeć, w końcu tu chodziło też o moje życie, ale wiedziałem, że jej skomplikowałoby się jeszcze bardziej gdyby okazało się, że wpadliśmy. Nie uśmiechało mi się bycie tatusiem w wieku 19 lat, ale jednego byłem pewien, nie zostawiłbym jej samej. Rodzice całe życie wpajali mi pewne zasady i wartości, chyba tylko dzięki ich wysiłkowi udało mi się dzisiaj niczego nie spieprzyć. Tylko, co ja mam teraz powiedzieć Kevinowi? Że co, że przespałem się z jego przyjaciółką i dlatego ona go unika? Wiem, że zasługuje na prawdę, ale nie mogę tego powiedzieć zanim nie porozmawiam z Weroniką, na spokojnie, jeśli się tak w ogóle da. Wszedłem do domu, miałem nadzieję przemknąć się cichaczem do pokoju i spróbować się zrelaksować po tym dniu pełnym wrażeń. I prawie mi się udało, niestety prawie robi wielką różnicę.
-I co? Powiedziała Ci coś?
-Mam dobre wieści. Roni nie jest wiatropylna.
-Bardzo zabawne, akurat to, że nie jest w ciąży to wiedziałem. Ale dlaczego tak się zachowała? Powiedziała Ci coś?
-Niewiele, ale jutro spróbuję ją przekonać żeby z tobą porozmawiała. Teraz jeśli pozwolisz, pójdę do siebie.

[oczyma Kevina]
Po tym jak Joe nas zostawił, wróciliśmy z Nickiem do domu. Miałem mu pomóc przy pakowaniu, bo jutro wieczorem wyjeżdża w trasę z "The Administration", wróci na kilka dni na święta, a później ma koncerty zaplanowane do marca. Cieszę się, że mnie zaciągnął do pomocy, choć powiedzmy sobie szczerze, wcale jej nie potrzebuje, ale dzięki temu mogę na chwilę zapomnieć o całej sytuacji z Roni. Nie mogę zrozumieć jej zachowania. Tak po prostu uciekła, nie próbowała niczego wyjaśnić, to naprawdę nie w jej stylu, nie z taką osobą się zaprzyjaźniłem. Zawsze powtarzała, że problemom trzeba stawić czoła inaczej będą rosły i w końcu nas zniszczą.
-O czym myślisz?
-A jak sądzisz?
-O Roni?
-To aż tak oczywiste? -Nick tylko wzruszył ramionami i  wrócił do sortowania skarpetek -jej zachowanie przez ostatnie tygodnie było jakieś dziwne, możesz myśleć, że jej nie znam tak na prawdę, ale to nie prawda, znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to nie była prawdziwa ona. Coś się stało, i nie chodzi tu o te głupie artykuły.
-Pomyślałeś, że może dla niej nie są takie głupie?
-Nick, tu nie o to chodzi. Chodzi o to, że ona nie ucieka przed problemami. Musiało się coś stać, coś, o czym ona nie chce mi powiedzieć.
-Jeśli naprawdę Ci na niej zależy to nie naciskaj. Czytałeś list. Daj jej trochę czasu. Może jak sobie poukłada wszystko na spokojnie to Ci to wyjaśni. Poza tym zawsze możesz mieć nadzieję, że Joe się czegoś dowie.
Już nic nie odpowiedziałem, zająłem się składaniem koszul Nicka. Może on ma racje, może powinienem dać jej trochę czasu, ale to jest takie trudne. Kocham ją jak siostrę, nie mogę znieść myśli, że już więcej nie będziemy rozmawiać, wygłupiać się, że nie pójdziemy razem na żaden mecz. To nie może się tak skończyć. Dowiem się dlaczego się tak zachowała.
Po jakiejś godzinie wrócił Joe. Jak tylko usłyszałem zamykanie drzwi frontowych od razu jak oparzony wybiegłem z pokoju
-I co?
-Mam dobre wieści. Roni nie jest wiartopylna.
-Bardzo zabawne, akurat to, że nie jest w ciąży to wiedziałem. Ale dlaczego tak się zachowała? Powiedziała Ci coś?
-Niewiele, ale jutro spróbuję ją przekonać żeby z tobą porozmawiała. Teraz jeśli pozwolisz, pójdę do siebie.
To było dziwne. Dziwniejsze niż zwykle.

****************************
Zgodnie z tym co  obstawiała większość, Roni nie jest w ciąży. Trochę mi przykro że nikt nie brał tego pod uwagę, no cóż trudno, następnym razem postaram się bardziej :p

wtorek, 6 listopada 2012

24. (...) dojrzałości



[Oczyma Roni]
Nie sądziłam, że będę aż tak roztrzęsiona, ale w końcu straciłam przyjaciela, przez własną głupotę. Wbiegłam do domu, starając się uspokoić. Na szczęście rodziców nie było, więc nie musiałam się jakoś specjalnie ukrywać. Teraz jeszcze najgorsze. Co jeśli się okaże, że jestem w ciąży? Co powiem rodzicom? Że czyje to dziecko? Nie mogę przecież powiedzieć prawdy, nie mogę zrujnować mu życia przez mój błąd. Usiadłam na podłodze w korytarzu i po prostu rozpłakałam się na dobre. Teraz bardzo przydałby mi się Kevin, on zawsze wiedział, co powiedzieć, co zrobić. Ale go nie ma i nie będzie, w końcu przespałam się z jego bratem, on by mi tego nie wybaczył. Moje użalanie się nad życiem spieprzonym przez własną głupotę przerwał dzwonek do drzwi. Nie planowałam otwierać. Nie było mnie dla nikogo
-Roni… otwórz… wiem, że… że tam jesteś… Musimy porozmawiać… -serce mi stanęło, dlaczego przysłał tu właśnie jego. Podniosłam się z ziemi i uchyliłam drzwi, chowając się za nimi
-Po co Cię tu przysłał? Prosiłam żeby mnie zostawił w spokoju.
-To nie on… to… to ja… mogę wejść…- Otworzyłam szerzej drzwi- twoi rodzice są w domu?- pokręciłam głową, tylko na tyle mnie było stać- może to i lepiej, przynajmniej ujdę z życiem… Czy ty… czy my… o matko, to trudniejsze niż myślałem… zrobiłaś już test?- pokręciłam głową, i znowu się rozpłakałam, nie potrafiłam tego opanować, usiadłam na podłodze i płakałam, nie zwracając najmniejszej uwagi na Joego. Przykucnął przy mnie, objął ramieniem i pomógł wstać, prowadził mnie na górę- zakładam, że to jest twój pokój- nie trudno było się domyślić w końcu napis „porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie” nie pozostawiał zbyt wiele wątpliwości. Posadził mnie na łóżku i usiadł obok. Siedzieliśmy w ciszy, choć ciężko nazwać ciszą to, co wydobywało się z mojego gardła
-Prze…epra…aszam- udało mi się w końcu coś z siebie wydusić. Nawaliłam, i nie wiedziałam jak to naprawić.
-Posłuchaj… Dla mnie też to… nie łatwe… Ale jeśli… no wiesz… Jeśli… Nie zostawię Cię samej… jesteśmy w tym razem…- no i znowu się rozpłakałam, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem ile czasu minęło od jego słów- Roni, zrób test, proszę. Nie zniosę dłużej tej niepewności
Kiwnęłam głową i z duszą na ramieniu udałam się do mojej osobistej toalety. Wyjęłam test i postępowałam zgodnie z instrukcją. Zostawiłam go na umywalce i wróciłam do pokoju.
-Przepraszam
-Przestań to powtarzać. To, że tego nie pamiętam mnie nie usprawiedliwia, wręcz przeciwnie, zrobiliśmy to razem, i razem będziemy ponosić konsekwencje -jego słowa tylko wzmagały mój płacz -proszę Cię, spróbuj się uspokoić, płacz teraz już nic nie pomoże. -Starałam się uspokoić oddech, choć nie było to łatwe to po kilku chwilach się udało.
-Chciałbym porozmawiać… Kurwa, nawet nie wiem jak zacząć… -przeczesał palcami włosy -Co właściwie… znaczy jak… znaczy… -zatrzymał się na chwilę, jakby zbierał się w sobie -ty napisałaś ten list, poznałem pismo. Dlaczego się podpisałaś "W."? jak to się stało? Ja nic nie pamiętam, nie pamiętam Cię w ogóle na imprezie...
-W jak Weronika, tak się pisze moje imię, przynajmniej w Polsce. Oczywiście, że mnie nie pamiętasz, w końcu to było Halloween, a dostałam jasne instrukcje, przebrać się tak żeby mnie nikt nie poznał.
-Ale tylko Kevin i Nick mieli maski, pozostali mieli odsłonięte twarze, a nikt Cię nie kojarzy, za co się przebrałaś, że nawet Kevin Cię nie poznał?
-Za kobietę- pokazałam mu w komórce zdjęcie z tamtego wieczoru
-WOW! To jesteś ty? Wcale sie sobie nie dziwię, że się z tobą przespałem, dziewczyno jesteś obłędna. O matko, przepraszam Roni, to nie tak miało zabrzmieć... Kurde, wszystko pieprzę. Przepraszam.
-W porządku
-Pamiętam Cię, znaczy widziałem jak wchodziłaś, później już niewiele pamiętam... Roni... Jak było...
-Czy ty naprawdę o to zapytałeś? Co chcesz wiedzieć, jakim jesteś kochankiem żeby się móc kolegom chwalić?
-Nie, przestań. Naprawdę masz mnie za takiego sukinsyna? Po prostu... To był też mój pierwszy raz, podobno on jest najważniejszy, wiesz, magiczny, a ja go nie pamiętam... Po prostu chciałem wiedzieć, co się wydarzyło... - zasługiwał na to żeby dowiedzieć się, co między nami zaszło tamtej nocy, ale jak opowiadać praktycznie obcej osobie o tym jak wyglądało twoje pierwsze zbliżenie?
-Podobało Ci się
-A tobie?
-Mi też, byłeś bardzo delikatny, traktowałeś mnie jak księżniczkę, albo porcelanową laleczkę, wszystko jedno, w każdym razie robiłeś wszystko żebym poczuła się jak w niebie.
-Cieszę się, nie zniósłbym myśli, że cię skrzywdziłem, albo, że zrobiłem to wbrew tobie...
-Żartujesz? To raczej ja powinnam tak mówić... Joe, ja Cię praktycznie zgwałciłam, ty miałeś opory, ale nie chciałam odpuścić i... i w końcu się poddałeś -no i kolejny już raz zaczęłam płakać, bałam się, że mnie znienawidzi za tę informację, przecież przeze mnie złamał przysięgę
-Nie płacz, sądzisz, że by do czegoś doszło gdybym nie chciał? Uwierz mi, nie byłaś pierwszą, która próbowała. Nie mam Ci za złe, żałuję tylko, że tego nie pamiętam... ale może kiedyś mi opowiesz, no wiesz, dokładniej.
Uśmiechnął się tak... zadziornie a ja zaczęłam się śmiać. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia zaczęłam się śmiać. Ale teraz był najtrudniejszy dla mnie moment.
-Chyba już czas -Joe chwycił mnie za rękę i zaprowadził do łazienki, doceniam, bardzo doceniam to, że jest przy mnie, jest cholernie wyrozumiały, nie wiem czy umiałabym tak na jego miejscu. Podeszłam do umywalki i drżącymi rękoma chwyciłam plastyczek. Spojrzałam na Joe, który wzrokiem próbował dodać mi otuchy, po czym przeniosłam wzrok na małe prostokątne okienko, w którym ważyły sie nasze losy. Kiedy zobaczyłam wynik zakręciło mi się w głowie, mocno wtuliłam się w Joego i po raz enty dzisiejszego dnia dałam upust emocjom. Plastykowy patyczek wypadł mi z rąk spadł na ziemię...