poniedziałek, 8 lipca 2013

32b. Epilog, albo czas zmian




Dzisiaj jest wigilia, dzień, w którym dzieją się cuda. Jeden z takich cudów zdarzył się dziś rano, kiedy zastanawiałam się co ubrać, mój wzrok padł nie na bluzę z kapturem i spodnie z krokiem w piętach, ale na wełnianą, zieloną sukienkę do połowy uda. Do tego założyłam szare wełniane rajstopy, bądź co bądź zima w Teksasie jest porównywalna do tej w Polsce. Nagle poczułam potrzebę bycia bardziej kobiecą. Może coś wspólnego ma z tym fakt, że przez bycie chłopczycą niemal straciłam szansę na spełnienie swoich marzeń.

Po wizycie u Joego zrozumiałam jak kruche jest ludzkie życie, jak łatwo zaprzepaścić marzenia. W jego przypadku marzenia nadal mogą się spełnić. Nadal może śpiewać. Gdybym to była ja, plułabym sobie w brodę, bo moich marzeń nie da się spełnić na wózku. Postanowiłam coś z tym zrobić. Muszę zacząć walczyć o swoje marzenia, nikt nie zrobi tego za mnie. Dlatego prosto ze szpitala pojechałam do najlepszej szkoły baletowej w Teksasie. Na szczęście mieści się ona w Dallas. Chciałam się spotkać z jednym z tamtejszych baletmistrzów, Brianem Millsem. Z pod jego ręki wychodzą najlepsze primabaleriny w Stanach. Musiałam zaczekać aż skończy zajęcia, czyli miałam jakąś godzinę.

Kiedy w końcu zaszczycił mnie chwilą uwagi, choć to za dużo powiedziane, poczułam się jak jakiś karaluch, którego trzeba rozdeptać.

-Chyba sobie kpisz. Ja pracuję z najlepszymi baletnicami w Stanach. Sądzisz, że mam czas zajmować się każdym kocmouchem z ulicy?

Zabolało, i to bardzo. Wiem, że ma rację, co do mojego wyglądu, ale nie ma prawa mnie obrażać.

-Myślałam, że jest pan najlepszy, że z każdego zrobi pan primabalerinę, a nawet nie pofatygował się pan żeby mnie przesłuchać. Okazuje się, że jest pan idącym na łatwiznę dupkiem. Nie sztuka pomóc łabędziowi rozwinąć skrzydła, sztuką jest z kaczki zrobić łabędzia. Ale widać ma pan to gdzieś. Niepotrzebnie marnowałam na pana swój czas.

Odwróciłam się na pięcie i prawie wpadłam na mężczyznę, który jak tylko skończyłam swoją przemowę zaczął mi klaskać.

-Brawo, podoba mi się twój charakter, i sposób myślenia. Z chęcią zrobię z Ciebie primabalerinę, jeśli oczywiście zechcesz mnie na swojego nauczyciela.

Oczy o mało nie wyszły mi z oczodołów

-Sasha Belov, żartuje pan ze mnie?- pokręcił głową z poważną miną- Oczywiście, że chcę! Pan jest najlepszy. Był pan liderem Russian National Ballet. Ale przecież pan już nie uczy. Powiedział pan, że nigdy nie wróci pan do tego, dlatego zatrudnił pan Briana.

-Ten jeden raz jestem skłonny zrobić wyjątek.

-Nie pożałuje pan tego. Obiecuję.

Sasha zobaczył we mnie to, czego Brian Mills dostrzec nie potrafił. Dostałam swoją szansę, i postanowiłam ją wykorzystać. Ale to nie jedyny powód, dla którego postanowiłam, że czas by mój strój, choć trochę odzwierciedlał moją płeć. Tak na prawdę robię to dla Kevina. Wiem, że jemu nie przeszkadza to jak się ubieram, ani to, co piszą o nim i o nas gazety. Wiem, że dla niego nie jest ważne jak wyglądam, ale kocham go i chcę żeby był ze mnie dumny. Chcę być dziewczyną, na którą zasługuje. Wydaje mi się, że tak jest zawsze, kiedy człowiek kocha, chce ulepszać siebie dla tej drugiej połówki.

W Stanach nie obchodzi się Wigilii tak jak w Polsce, dlatego dzisiaj Kevin zje z nami wieczerze, a jutro wspólnie zjemy obiad w szpitalnej sali Joego. On nadal musi leżeć płasko, więc nie miał, co marzyć o przepustce na Święta. Skoro on nie może wyjść na Święta, to Święta przyjdą do niego. Boję się, że mimo dużych rozmiarów Joejowej sali możemy się tam wszyscy nie zmieścić. Państwo Jonas, Nick, Frankie, Kevin i ja, rodzice, Adam (mój brat), i Blanda, która przyleciała jak tylko udało jej się załatwić wszystkie zobowiązania, których nie udało jej się przełożyć.

Usłyszałam dźwięk dzwonka, i poszłam otworzyć, Adam ubiegł mnie w wyścigu do drzwi (nie miałam szans, on siedział w salonie, a ja u siebie w pokoju na górze), więc kiedy Kevin wszedł do korytarza, zobaczył mnie schodzącą po schodach. Jego mina jest warta wszystkiego. Kiedy mnie zobaczył, lekko otwarł usta, w oczach pojawiły mu się wesołe ogniki, i miłość, tyle miłości nie widziałam jeszcze w ludzkich oczach.

-Wow, wyglądasz ślicznie. Gdybym nie był w Tobie po uszy zakochany, zakochałbym się w tym właśnie momencie.

Teraz ja zaniemówiłam, zarumieniłam się po same uszy.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Boże Narodzenie minęło bardzo szybko, jak co roku, zbyt szybko. To były wspaniałe Święta, nie liczyły się prezenty, chociaż te również były przepiękne, kupione z sercem i bardzo przemyślane. Liczyła się miłość. Liczyła się obecność bliskich. Przez wypadek Joego zrozumieliśmy jak kruche jest ludzkie życie i jak łatwo jest stracić tych, których kochamy. Dzięki temu jeszcze bardziej doceniliśmy to co daje nam los. Jeszcze mocniej cieszyliśmy się swoją obecnością. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Jutro Sylwester, spędzę go z bratem i przyjaciółmi. Niestety bez Kevina. Jest producentem muzycznym i musi pracować w ostatni dzień roku. W sumie to jest jedyny czas, jaki udało mu się wygospodarować żeby spotkać się z nowym klientem

-Weroniczko, możemy porozmawiać?- Kevin zaczął rozmowę jak tylko wyszliśmy "się przewietrzyć" w drugi dzień Świąt.

-Jeśli powiem, że nie, to nie powiesz mi tego, czym chcesz mnie zranić?

-Nie chcę Cię zranić... Ja...

-Kevin, wyduś to z siebie. Zdrabniasz moje imię, to znaczy, że coś jest nie tak.

-Widzisz, muszę wyjechać. W Sylwestra z samego rana jadę na 3 dni do New Jersey. Ale tak się zastanawiałem czy nie chciałabyś pojechać ze mną, zwiedziłabyś kolejny kawałek Stanów.

-Mój brat zostaje jeszcze tylko kilka dni. Chciałabym się nim nacieszyć.

- No tak, nie pomyślałem. Miałem nadzieję, że skoro masz przerwę Świąteczną to może uda nam się wyjechać razem.

-Po co w ogóle tam jedziesz?

-Nasza wytwórnia dostała namiar na utalentowanego chłopaka i mam się z nim spotkać. Zobaczyć czy rzeczywiście jest dobry i czy damy radę go wypromować.

-I nie możesz pojechać kiedy indziej?

-Mam tak napięty grafik z aktualnymi zobowiązaniami, że to jedyny termin, w którym udało mi się znaleźć 3 dni wolnego. Poza tym jak myślałem, że możesz pojechać ze mną, to patrzyłem na to żebyś też miała wolne. Nie możemy czekać za długo na to spotkanie, bo jeśli facet na prawdę jest dobry to konkurencja może nam go sprzątnąć sprzed nosa.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Bezalkoholowa domówka udała się znakomicie, początkowo bałam się, że przyjaciołom nie spodoba się ten pomysł, Adamowi tym bardziej, w końcu to Polak pełną gębą. Na szczęście Austin, jedyny znający szczegóły mojego ostatniego spotkania z alkoholem i jego konsekwencji, pomógł mi ich przekonać. 10 minut przed północą wysłałam Kevinowi życzenia i niecierpliwie czekałam na jakąś odpowiedź od niego.

-Siostra, już północ, napij się ze mną oranżady.- Zaczęłam się śmiać. Adam odciągnął mnie na bok i szepnął do ucha- To, jakie są twoje postanowienia noworoczne? Tylko nie szalej, bo wiesz- zrobił dziwną minę wykrzywiając brwi- ja jestem za młody na wujka.

-Adam! -walnęłam go z łokcia.- Nie bój się, dostałam swoją lekcję, nie spieszno mi do seksu.

-Jaką lekcję?

-Nie ważne, to nic takiego.- Zaczęłam się śmiać, wcześniej w szpitalu, kiedy zostaliśmy z Kevinem i Joe sami, rozmawialiśmy na ten temat, i uznaliśmy, że nikt więcej nie dowie się o tym, co wydarzyło się 30 października. My będziemy pamiętać konsekwencje, by były dla nas przestrogą na przyszłość. Obiecałam też Joemu, że spróbuję mu opisać co wydarzyło się tamtego wieczoru, opowiedzenie nie wchodzi w grę, nie potrafiłabym tego powiedzieć. Uznaliśmy, więc że opiszę to w formie kartki z pamiętnika i dam mu ją przeczytać.

-Na pewno?- troska w jego głosie mnie rozczuliła. Przytuliłam się mocno i szepnęłam

-Gdyby coś było nie tak, to mój starszy brat na pewno by się o tym dowiedział. Jesteś moim obrońcą, nawet będąc na drugim końcu świata- Pocałował mnie w czubek głowy. Nie powiedziałam mu, o moich podejrzeniach, ale gdyby test wyszedł pozytywnie, to pewnie byłby pierwszą osobą, do której bym zadzwoniła. Wiem, że mnie kocha, i nie osądza moich czynów, niezależnie od tego, jakie one są.

-To, jakie są twoje postanowienia?

-Zostać najlepszą primabaleriną w USA

-Wiedziałem, że w końcu zatęsknisz za trykotem- Zaczęliśmy się śmiać

Jakieś 10 minut po północy dostałam tego najbardziej wyczekiwanego SMSa

"Szczęśliwego Nowego Roku maleńka. Dla mnie będzie najszczęśliwszy, bo z Tobą. Kocham Cię:*

p.s. Gościu naprawdę ma potencjał. Zapamiętaj nazwisko Mikey Deleasa.

Tęsknię. Kev"

************
Tak się kończy moja wersja tej historii. Chociaż nie wiem czy można nazwać to końcem. To dopiero początek ich wspólnej historii, a to jaka ona będzie, to już zależy od was, od tego jak sobie ją dopowiecie. Napisałam ten rozdział już pod koniec kwietnia, ale czekałam aż swoje zakończenie przedstawi Pati ;) widać wyszło całkiem podobnie, przynajmniej jeśli chodzi o trykocik :p jak to mówią "wielkie umysły myślą podobnie" :p;)
Dla mnie to koniec przygody z tym blogiem. Na pewno będę bardzo tęsknić za tą historią, mam nadzieję, że udało nam się z Patrycją stworzyć nietuzinkową osobę, jaką jest Weronika (swoją drogą to jest od niedawna również 3 imię Pati ;) ). Chciałabym z tego miejsca podziękować tym kilku osobom, które czytały naszą twórczość i zostawiały po sobie ślad, przede wszystkim Muszce, Adzie, Maddy, które robiły to regularnie, a swoimi komentarzami wpływając czasem na fabułę, ale również wszystkim tym, którzy zostawiali po sobie ślad anonimowo, bo każdy komentarz znaczy dla nas wiele, pokazuje że nasze starania nie są wam obojętne.
Dziękuję za spędzone z nami półtora roku.

I chciałabym jeszcze publicznie podziękować Patrycji, bo gdyby nie ona, ten blog by nigdy nie powstał a ja do dziś zastanawiałabym się czy komuś spodobałby się mój pomysł.
Ania
p.s. Ja nie zamierzam pisać kontynuacji opowiadania, jeśli ona powstanie, to tylko z ręki Partycji (i innych osób, jeśli ktoś wyrazi taką chęć, a w/w zachce współpracować ;))

poniedziałek, 1 lipca 2013

33a.Decyzja



Pierwsze, co zrobiłam po obudzeniu się, tego mimo pory zimnego lipcowego dnia, to włączyłam telewizor. Nie wiedziałam jednak, że już o 7 będą na mnie czekać taki sensacie:
„Disney Channel zabiera prawa do utworów byłym GWIAZDOM”
Tak głosił nagłówek rozmowy z jedną z gwiazd tej stacji … nie miałam pojęcia, kim była tak krótko obcięta, wręcz wyzywająco ubrana blondynka, wiedziałam, że jest piosenkarką po sposobie, w jakim opowiadała o swojej sytuacji. Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę, gdy ją zobaczyłam to: „Już wiemy dlaczego nie pracuje dla Disney’a”. Jednak nie słuchałam jej dokładnie, chciałam chwycić za telefon i zadzwonić do Kevina, powiedzieć, że już wiem więcej o sprawie. Ale nie było to konieczne… w momencie wykręcania numeru usłyszałam spokojny głos Kevina:
- Witaj Kochana! – podeszłam do niego i pocałowałam…
- Przyniosłem Ci mufiny i zaraz zrobię omleta, znając życie nic nie jadłaś.
- Jak postęp w sprawie?
Popatrzyłam się na niego wyraźnie spoważniał, było widać, że myśli nad odpowiedzią:
- Do tygodnia mamy dostać wycenę… ale ważne, że to wyjaśniliśmy
- Wycenę?!?! Pracowaliście dla nich przez tyle lat i tak wam się odpłacają?!?!- krzyknęłam na niego, w moim przypadku odpowiedz była impulsywna.
- Spokojnie… ten biznes taki jest. Pociesznie to to, że nie tylko nas tak oszukali. Informacją złą jest to, że Joe już wie. Takie sprawy szybko się rozchodzą. Czasami mam wrażenie, że brukowce wiedzą więcej od nas.
- Zjemy mufiny i…
- i omleta – uśmiechnął się
- daj mi dokończyć. I omleta i pojedziemy do szpitala – odwzajemniłam jego uśmiech, jednak nie zdążył go już zobaczyć…zabrał się do smażenia.
***
- GDZIE JEST JOE?!?!?!?!? – Kevin biegał od pokoju do pokoju przez co najmniej 5 minut , zanim przypomniał sobie, że jest coś takiego jak recepcja, na której stoi taka kobieta w białym stroju, która bardzo dużo wie, która prawdopodobnie wie też gdzie jest brat mojego chłopaka.
- Proszę Pani, gdzie jest Joseph Adam Jonas? – uwielbiałam jego poważny ton.
- Proszę Pana, Joseph Adam Jonas został dziś wypisany na własne życzenie.
- Na własne życzenie?
- Tak.
- Wie Pani, kto po niego przyjechał.
- Jakaś wysoka, młoda kobieta, miała drobny niemiecki akcent. – w szpitalu znali całą rodzinę wraz ze znajomymi i przyjaciółmi
- Blanda! Dzwoń do Blandy – rozkaz powędrował w moją stronę
- Dziękuje Pani bardzo! Do widzenia! Miłego dnia!
- Nie ma za co! Wzajemnie.
- Pojechali do hotelu w Dallas tego na m…
- Midol..Midol Hotel?
- Dokładnie.
***
Drzwi do pokoju 150 były otwarte. W środku przy wielkim stole…tym z wenezuelskich telenoweli siedziała już cała rodzina Kevina. Wyglądało na to, że tylko my nie wiedzieliśmy o wypisaniu się Joe’go. Najstarszy z braci był wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją. Nie zdążyłam go powstrzymać, przed usłyszeniem tego:
- DLACZEGO DO CHOLERY JA O NICZYM NIE WIEM?!?!?!??!?!!?
Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Panował w nich strach. Chyba żadne z nich nie znało tego tonu, wiecznie spokojnego człowieka. Po chwili krzesło odsunął Papa Jonas i podszedł do nas w swojej, długiej koszuli w kratkę, na której widniał zielony krokodyl. Kazał nam usiąść na sofie w pokoju obok. Zerknęłam na Keva… nadal był zdenerwowany, jego spojrzenie na pewno nie wyrażało szczęścia. Chciałam ich zostawić, ale młodszy Jonas, mocno trzymał moją rękę a ja nie miałam na tyle siły, żeby się wyrywać.
- Joe lepiej będzie się czuł w Los Angeles...- wyczuł, że ma zamiar mu przerwać- daj mi dokończyć. W jego mieszkaniu jest sala gimnastyczna (to nie było jedno z tych naszych mieszkań, to nawet nie był jeden z tych naszych apartamentów, to był po prostu hollywoodzki styl życia, tam były tylko takie mieszkania) mamy fizjoterapeutę, który zajmie się należycie twoim bratem. W LA pomyślicie też o nowej płycie… mamy też studio.

Długo rozmawiałam z Kevinem. Wiedział, że musi wspierać brata i nie będzie tak często w Dallas jak teraz. Ale ja go uspokajałam, mamy nowe technologie, samoloty, pociągi, samochody, ale przede wszystkim zaufanie, wzajemną miłość. W miłości bardzo się cierpi, po tym właśnie można rozpoznać prawdziwe uczucie… po tym, że kocha się kogoś aż tak bardzo, że aż boli, że czujemy jak wszystkie kości się sypią a jednak jakimś cudem, się nie rozpadają. Nie wiem jak przychodzi miłość... myślę, że człowiek po prostu budzi się pewnego dnia z myślą, że nie może bez kogoś żyć, że funkcjonowałby jak robot bez tego kogoś.  Jestem pewna, że to przetrwa, że kocham raz na całe życie. Poza tym miałam zamiar rozpocząć studia w Los Angeles. Studia w szkole baletowej. Tak w szkole baletowej. Kevin pękł ze śmiechu, bo wyobrażał sobie chyba wszystko tylko nie mnie w tym ubraniu. Ale to była jedyna rzecz, w której byłam dobra, jedyna rzecz, w której siebie widziałam… mimo tego, że jestem typem chłopczycy. Cóż... Kiedyś bałam się mojej pasji, wręcz się jej wstydziłam, jednak ostatnie wydarzenia upewniły mnie w przekonaniu, że czasu jest mało… a życie tylko jedno. Trzeba je wykorzystać, jak najlepiej. Trzeba o tym zawsze pamiętać!

___________________________________________________________________________

Na początku tradycyjne przeprosiny,że to tak długo to trwało. Bardzo Was przepraszam i mam nadzieję,że ostatni rozdział napisany przeze mnie się wam spodoba.
 Ojejku pisałyśmy z Anią ten blog przez bardzo długo! Po pierwsze -  kieruje wielkie wielkie ogromne DZIĘKUJĘ w stronę Ani . Dziękuje, że mogłam cię poznać. Dziękuje, że mogłam pisać z tobą bloga. To dawało mi wiele szczęścia. To była chwila oderwania się od świata. Ale przede wszystkim dziękuje Ci za niesamowitą cierpliwość do mnie. Za poświęcony mi czas. Bardzo dziękuje. Kocham cię całym sercem!!!
Dziękuje również Wam. Wszystkim, którzy czytali nasze wizje świata:) Dziękuje za czas, za komentarze, za szczerość!! Mam nadzieje,że jeszcze kiedyś przeczytacje coś mojego i Ani.
Teraz czas na wersje Ani! 
Niech Bóg Was Błogosławi!!! TRZYMAJCIE SIĘ!! JESZCZE RAZ DZIĘKUJE!!! OGROMNIE DZIĘKUJE!!!