poniedziałek, 1 lipca 2013

33a.Decyzja



Pierwsze, co zrobiłam po obudzeniu się, tego mimo pory zimnego lipcowego dnia, to włączyłam telewizor. Nie wiedziałam jednak, że już o 7 będą na mnie czekać taki sensacie:
„Disney Channel zabiera prawa do utworów byłym GWIAZDOM”
Tak głosił nagłówek rozmowy z jedną z gwiazd tej stacji … nie miałam pojęcia, kim była tak krótko obcięta, wręcz wyzywająco ubrana blondynka, wiedziałam, że jest piosenkarką po sposobie, w jakim opowiadała o swojej sytuacji. Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę, gdy ją zobaczyłam to: „Już wiemy dlaczego nie pracuje dla Disney’a”. Jednak nie słuchałam jej dokładnie, chciałam chwycić za telefon i zadzwonić do Kevina, powiedzieć, że już wiem więcej o sprawie. Ale nie było to konieczne… w momencie wykręcania numeru usłyszałam spokojny głos Kevina:
- Witaj Kochana! – podeszłam do niego i pocałowałam…
- Przyniosłem Ci mufiny i zaraz zrobię omleta, znając życie nic nie jadłaś.
- Jak postęp w sprawie?
Popatrzyłam się na niego wyraźnie spoważniał, było widać, że myśli nad odpowiedzią:
- Do tygodnia mamy dostać wycenę… ale ważne, że to wyjaśniliśmy
- Wycenę?!?! Pracowaliście dla nich przez tyle lat i tak wam się odpłacają?!?!- krzyknęłam na niego, w moim przypadku odpowiedz była impulsywna.
- Spokojnie… ten biznes taki jest. Pociesznie to to, że nie tylko nas tak oszukali. Informacją złą jest to, że Joe już wie. Takie sprawy szybko się rozchodzą. Czasami mam wrażenie, że brukowce wiedzą więcej od nas.
- Zjemy mufiny i…
- i omleta – uśmiechnął się
- daj mi dokończyć. I omleta i pojedziemy do szpitala – odwzajemniłam jego uśmiech, jednak nie zdążył go już zobaczyć…zabrał się do smażenia.
***
- GDZIE JEST JOE?!?!?!?!? – Kevin biegał od pokoju do pokoju przez co najmniej 5 minut , zanim przypomniał sobie, że jest coś takiego jak recepcja, na której stoi taka kobieta w białym stroju, która bardzo dużo wie, która prawdopodobnie wie też gdzie jest brat mojego chłopaka.
- Proszę Pani, gdzie jest Joseph Adam Jonas? – uwielbiałam jego poważny ton.
- Proszę Pana, Joseph Adam Jonas został dziś wypisany na własne życzenie.
- Na własne życzenie?
- Tak.
- Wie Pani, kto po niego przyjechał.
- Jakaś wysoka, młoda kobieta, miała drobny niemiecki akcent. – w szpitalu znali całą rodzinę wraz ze znajomymi i przyjaciółmi
- Blanda! Dzwoń do Blandy – rozkaz powędrował w moją stronę
- Dziękuje Pani bardzo! Do widzenia! Miłego dnia!
- Nie ma za co! Wzajemnie.
- Pojechali do hotelu w Dallas tego na m…
- Midol..Midol Hotel?
- Dokładnie.
***
Drzwi do pokoju 150 były otwarte. W środku przy wielkim stole…tym z wenezuelskich telenoweli siedziała już cała rodzina Kevina. Wyglądało na to, że tylko my nie wiedzieliśmy o wypisaniu się Joe’go. Najstarszy z braci był wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją. Nie zdążyłam go powstrzymać, przed usłyszeniem tego:
- DLACZEGO DO CHOLERY JA O NICZYM NIE WIEM?!?!?!??!?!!?
Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Panował w nich strach. Chyba żadne z nich nie znało tego tonu, wiecznie spokojnego człowieka. Po chwili krzesło odsunął Papa Jonas i podszedł do nas w swojej, długiej koszuli w kratkę, na której widniał zielony krokodyl. Kazał nam usiąść na sofie w pokoju obok. Zerknęłam na Keva… nadal był zdenerwowany, jego spojrzenie na pewno nie wyrażało szczęścia. Chciałam ich zostawić, ale młodszy Jonas, mocno trzymał moją rękę a ja nie miałam na tyle siły, żeby się wyrywać.
- Joe lepiej będzie się czuł w Los Angeles...- wyczuł, że ma zamiar mu przerwać- daj mi dokończyć. W jego mieszkaniu jest sala gimnastyczna (to nie było jedno z tych naszych mieszkań, to nawet nie był jeden z tych naszych apartamentów, to był po prostu hollywoodzki styl życia, tam były tylko takie mieszkania) mamy fizjoterapeutę, który zajmie się należycie twoim bratem. W LA pomyślicie też o nowej płycie… mamy też studio.

Długo rozmawiałam z Kevinem. Wiedział, że musi wspierać brata i nie będzie tak często w Dallas jak teraz. Ale ja go uspokajałam, mamy nowe technologie, samoloty, pociągi, samochody, ale przede wszystkim zaufanie, wzajemną miłość. W miłości bardzo się cierpi, po tym właśnie można rozpoznać prawdziwe uczucie… po tym, że kocha się kogoś aż tak bardzo, że aż boli, że czujemy jak wszystkie kości się sypią a jednak jakimś cudem, się nie rozpadają. Nie wiem jak przychodzi miłość... myślę, że człowiek po prostu budzi się pewnego dnia z myślą, że nie może bez kogoś żyć, że funkcjonowałby jak robot bez tego kogoś.  Jestem pewna, że to przetrwa, że kocham raz na całe życie. Poza tym miałam zamiar rozpocząć studia w Los Angeles. Studia w szkole baletowej. Tak w szkole baletowej. Kevin pękł ze śmiechu, bo wyobrażał sobie chyba wszystko tylko nie mnie w tym ubraniu. Ale to była jedyna rzecz, w której byłam dobra, jedyna rzecz, w której siebie widziałam… mimo tego, że jestem typem chłopczycy. Cóż... Kiedyś bałam się mojej pasji, wręcz się jej wstydziłam, jednak ostatnie wydarzenia upewniły mnie w przekonaniu, że czasu jest mało… a życie tylko jedno. Trzeba je wykorzystać, jak najlepiej. Trzeba o tym zawsze pamiętać!

___________________________________________________________________________

Na początku tradycyjne przeprosiny,że to tak długo to trwało. Bardzo Was przepraszam i mam nadzieję,że ostatni rozdział napisany przeze mnie się wam spodoba.
 Ojejku pisałyśmy z Anią ten blog przez bardzo długo! Po pierwsze -  kieruje wielkie wielkie ogromne DZIĘKUJĘ w stronę Ani . Dziękuje, że mogłam cię poznać. Dziękuje, że mogłam pisać z tobą bloga. To dawało mi wiele szczęścia. To była chwila oderwania się od świata. Ale przede wszystkim dziękuje Ci za niesamowitą cierpliwość do mnie. Za poświęcony mi czas. Bardzo dziękuje. Kocham cię całym sercem!!!
Dziękuje również Wam. Wszystkim, którzy czytali nasze wizje świata:) Dziękuje za czas, za komentarze, za szczerość!! Mam nadzieje,że jeszcze kiedyś przeczytacje coś mojego i Ani.
Teraz czas na wersje Ani! 
Niech Bóg Was Błogosławi!!! TRZYMAJCIE SIĘ!! JESZCZE RAZ DZIĘKUJE!!! OGROMNIE DZIĘKUJE!!!

3 komentarze:

  1. nie mogę uwierzyć, że to już koniec... to takie przykre ;/ cieszę się, że to właśnie Wy dwie pisałyście tego bloga, uzupełniałyście się nawzajem :) bardzo mi się podoba końcówka jak opisywałaś miłość, bardzo fajny fragment
    teraz czekam na wersję Ani :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To już koniec, nie lubię końców, mimo to jak zostałam uświadomiona że opowiadanie jest pisane już od 2011 roku to moje usta w coś na wzór literki 'O' wyrażając tym samym swoje wielkie zaskoczenie/zdziwienie!
    Cieszę się i dziękuję że miałam okazję czytać to cudowne opowiadanie waszego autorstwa... Dziękuję i kocham,
    Maddi xx
    + czekam na wersję Ani :D x

    OdpowiedzUsuń
  3. już koniec?!! niee! :( czuję, jakbym dopiero zaczęła czytać :(

    bardzo podoba mi się Twoje zakończenie. to, że Roni w końcu odkryła prawdziwą siebie, poznała co to miłość... stała się taka dojrzała, na naszych oczach dorastała ;)
    dziękuję Wam za tę podróż :) całuję :*

    OdpowiedzUsuń