[Oczyma
Kevina]
Roni nie
odzywa się do mnie od jakiś 2 tygodni, wiem, że coś się stało, ale nie mogę z
niej wydusić co. Wmawia mi, że ma dużo nauki, w sumie to może być prawda, bo
odpuściła korepetycje młodego, ale nie wierzę, że nie znajdzie ani chwili żeby
się ze mną spotkać, albo chociaż online pogadać. Zaczęło się od Halloween, od
tamtego czasu coraz bardziej się ode mnie odsunęła, nie chciała nawet spędzić
ze mną urodzin.
-Mogę
wejść?
-Przecież
już wszedłeś
-Ta,
wiem, po prostu chciałem zwrócić twoją uwagę, gapisz się na te skarpetki,
jakbyś miał tam co najmniej klucz do rozszyfrowania Enigmy
-Bardzo
zabawne Joe, naprawdę, boki zrywać.
-Kev, co
się dzieje?
-Sam
chciałbym wiedzieć. Ron się nie odzywa, unika mnie.
-Porozmawiaj
z nią
-Czy ty
nie słyszałeś, co powiedziałem? Próbowałem. Ale ona mnie unika.
-Może po
prostu to zamieszanie wokół Ciebie ją przytłacza? Wiesz, te artykuły, co się
ukazały ostatnio, może nie chce być w gazetach jako „przyjaciel/kochanek”
Kevina Jonasa?
-Sądzisz,
że ja chcę żeby tak o niej pisali? Sądzisz, że mnie ten artykuł bawił?
-Wiem,
że nie. Dobra, zbieraj tyłek, idziemy do sklepu. Duże ilości czekolady są dobre
na wszystkie problemy.
-Joe,
nie jestem dzieckiem, czekolada nie rozwiąże mojego problemu. Ale w sumie też
nie zaszkodzi, a może jak się przewietrzę to mi jakieś rozwiązanie przyjdzie do
głowy.
-No, i o
to chodzi. Czekam na dole, tylko się pospiesz.
Joe
zawsze wie, co zrobić żeby poprawić humor. Ludzie mają go za błazna, ale jest
naprawdę świetnym przyjacielem i doradcą. Skończyłem zakładać te nieszczęsne
skarpetki i wyszedłem z pokoju, zabierając po drodze portfel.
-Joe
wspominał coś o wycieczce do spożywczaka, macie coś przeciwko mojemu
towarzystwu?
-Oczywiście,
że mamy Nick, jak mogłeś w ogóle pomyśleć żeby z nami iść- mój sarkastyczny ton
był wyczuwalny na kilometr
-No ja
nie wiem, to chwilowa pomroczność jasna.
Dobrze
mieć takich braci, którzy są z tobą zawsze, a im bardziej jesteś przybity tym
większe głupoty będą gadać, byleby tylko na twoją twarz wrócił uśmiech. Tacy
bracia to skarb.
[pół
godziny później]
Staliśmy
już w kolejce do kasy, kiedy nagle Nick mnie szturchnął
-Czy to
nie Roni?
Spojrzałem
w tamtym kierunku, i coś we mnie podskoczyło. To ona, może teraz żeby nie robić
scen pogada ze mną na spokojnie. Nie myśląc wiele wybiegłem z kolejki i
zacząłem ją gonić. Złapałem ją tuż za drzwiami sklepowymi.
-Roni,
proszę zaczekaj, muszę z tobą porozmawiać.
-Kevin?
Co ty tu robisz? A z resztą to nie ważne, nawet lepiej, nie będę musiała nadrabiać
drogi do twojego domu.- wyciągnęła z kieszeni bluzy kopertę- przepraszam.
Podała
mi kopertę i uciekła. Nic z tego nie rozumiałem. Otworzyłem list
"Kevin,
Przepraszam,
nie wiem, co ja sobie wyobrażałam. Nie możemy się spotykać. Nie nadaję się na
twoją przyjaciółkę. Zasługujesz na kogoś lepszego, Przepraszam. Spotkania z
Tobą za bardzo bolą. Gdybym kontynuowała relację, jaka była między nami to bym
psychicznie nie wytrzymała i coś sobie zrobiła.
Proszę,
zapomnij o mnie, nie dzwoń, nie próbuj mnie zrozumieć, po prostu uszanuj.
Roni
:*”
Kiedy
skończyłem, zacząłem żałować, że go przeczytałem. Wiedziałem jeszcze mniej niż
wcześniej, i miałem jeszcze większy mętlik w głowie. Co takiego zrobiłem, że
nagle tak bardzo jej to zaczęło przeszkadzać? Czy naprawdę ten artykuł tak na
nią wpłynął?
-Kev, co
jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył?- podałem Nickowi list, szybko przeleciał
oczyma po tekście
-Wiesz,
może nie ma ochoty żeby gazety o niej pisały, zwłaszcza teraz. W końcu
ostatnie, czego kobieta potrzebuje w ciąży to stres związany z natrętnymi
paparazzi
-Jakiej
ciąży, o czym ty do cholery mówisz Nick?
-Kto
jest w ciąży?- Joe jak zwykle wie, kiedy przyjść
-Roni.
-Kevin
będzie ojcem?
-OPANUJCIE
SIĘ! Nie będę ojcem, a Roni nie jest w ciąży, no chyba, że wierzysz w
wiatropylność wśród ludzi.
-No to
niby, po co jej test ciążowy?
-Kupiła
test ciążowy?- Nick tylko kiwnął głową.- No dobra, ale Kev, co ona Ci
powiedziała?
-Nic,
tylko, że dobrze się składa, bo nie musi drogi nadrabiać żeby mi to dać-
podałem list Joemu, tym razem on patrzył na niego jakby ducha zobaczył
-Spróbuję
się… dowiedzieć… o co… tu… tu chodzi…- oddał nam zakupy i tyle go widzieliśmy.
**************************************
Jest rozdział zgodnie z obietnicą ;) Jaki jest każdy widzi, więc go komentować nie będę ;) Powoli zbliżamy się do punktu kulminacyjnego.