wtorek, 27 marca 2012

11. Koty



Aż trudno uwierzyć, że już minęła połowa wakacji, ale to co dobre szybko się kończy. Dzisiaj mamy 10 sierpnia, właśnie siedzę u Kevina nad basenem, żeby wykorzystać ładną pogodę, i standardowo już tłumaczę Frankiemu matematykę. Na świeżym powietrzu nawet lepiej mu do głowy wchodzi.
-Dobra młody, masz 15 minut przerwy, żeby Ci się mózg nie przemęczył.
-Kev, a nie sądzisz, że to ja powinnam decydować o tym, kiedy jest czas na przerwę- zrobił tak słodką minę, że nie mogłam się nawet na niego zdenerwować- ale masz rację, Frank zasłużył na krótki odpoczynek.
Bonus, kiedy usłyszał te słowa od razu wskoczył do basenu. Jakby się bał, że się rozmyślę. Uznałam, że to dobry moment żeby pogadać trochę z Kevinem, on widocznie stwierdził podobnie, bo zanim otworzyłam usta już coś mówił
-Masz ochotę na lody i zimny sok pomarańczowy?
-Jasne, ale co ty masz z tym sokiem? -jego mina wyrażała niezrozumienie
-Zawsze jak tu jestem proponujesz mi sok pomarańczowy. To jakiś rytuał, czy po prostu tylko taki lubisz? Sorry za pytanie, ale to dość śmieszna sytuacja
-Nie, to żaden rytuał, i lubię też inne soki, ale tylko tego mogę być pewien, że jest, bo ze względu na Nicka pomarańczowy jest zawsze na składzie.
-Nie rozumiem.
-Nick może nie tyle, że najbardziej lubi, ale twierdzi, że pomarańczowy najlepiej sprawdza sie w jego przypadku
-Kevin, prosiłeś żebym nie czytała o was w necie, wiec tego nie robię, a teraz z łaski swojej mów jaśniej, bo nadal nie wiem, o co Ci chodzi.
-Cały czas zapominam, że nie masz o nas pojęcia, to bardzo miłe, ale tak dziwne, że ciężko przejść nad tym do porządku dziennego. Nick ma cukrzycę, nie wiem czy wiesz, na czym polega ta choroba, ale...
-Oczywiście, że wiem, najogólniej mówiąc organizm nie przetwarza węglowodanów na energię -musiałam mu przerwać, niech nie robi ze mnie kretynki, przecież o tym uczą na biologii
-No właśnie, nie byłem pewien czy wiesz, bo wielu ludzi nie ma o tym pojęcia, zresztą my też nie mieliśmy dopóki Nick nie zachorował
-Kevin, nie żebym narzekała, ale mógłbyś przejść do meritum? Nie lubię długaśnych odpowiedzi na proste pytanie.
-Wybacz, więc Nick twierdzi, że sok pomarańczowy najskuteczniej podnosi mu poziom cukru.
-Nie można było tak od razu?
Zaczęliśmy się śmiać. Odpuściłam Frankiemu na resztę dnia. Niech też ma coś z wakacji. My zrobiliśmy sobie piknik w cieniu domku na drzewie, który jak się dowiedziałam był prezentem chłopaków dla Franka na 8 urodziny, dostał miejsce gdzie pani Denise nie ma wstępu. Rozbawiło mnie to, bo ona jest tak kochaną osobą, i nie rozumiem, po co robić miejsce wolne od mamy. Kevin opowiadał mi troszkę o tym jak zaczynali, jak grali po szkołach i nikt ich nie chciał słuchać, uczniowie przychodzili tylko żeby nie mieć lekcji. Powiedział też, że teraz robią sobie przerwę, nie była ona do końca ich pomysłem, bo oni by swoich fanów nigdy nie zostawili, ale nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Wytwórnia powiedziała, że nie wyda ich kolejnych płyt, bo już nie są popularni wśród dzieci i młodzieży młodszej, a to oni są celem marketingowym Disney'a, a ponieważ jeszcze do końca roku mają umowę z wytwórnią, to uznali, że zrobią sobie przerwę. Umowa jest podpisana dla zespołu, dlatego mogli spokojnie zająć się indywidualnymi projektami. Nick zaczął pisać piosenki i nagrywa solową płytą, kolejną już w jego karierze. Joe zajął się graniem w filmach i serialach, podobno całkiem nieźle mu to idzie. Nie wiem, bo nie miałam okazji sprawdzić. Kevin postanowił zostać producentem muzycznym, pomaga młodym ludziom, którzy mają talent, spełnić ich marzenia. Obiecał, że zabierze mnie kiedyś do studia, żebym mogła zobaczyć proces powstawania piosenki, od tzw. kuchni.
-Kevin, lubisz teatry muzyczne?
-Jasne, a czemu pytasz?
-Dowiedziałam się, że będzie specjalny pokaz "Kotów" w poniedziałek, i pomyślałam, że może poszedłbyś ze mną. Tak głupio mi iść samej, a od zawsze chciałam obejrzeć to przedstawienie.
-Jesteś pełna niespodzianek, naprawdę lubisz musicale?
-Co w tym dziwnego? Lubię. To co?
-W ten poniedziałek? 15-tego?
-Tak.
-Nie mogę. Przepraszam Roni, ale nie dam rady. - Widziałam w jego oczach, że na prawdę było mu przykro, ale to nie zmieniało w żaden sposób tego, że czułam się lekko zawiedziona. -Przepraszam. W każdy inny dzień z chęcią bym poszedł, ale to są urodziny Joego, i już obiecaliśmy mu z Nickiem, że przyjedziemy na jego imprezę w LA.
-Nie musisz się tłumaczyć, naprawdę. W końcu to twój brat, rozumiem. -Rozumiałam, ale nadal było mi trochę przykro.
-Może i nie muszę, ale nie chcę żeby Ci było przykro. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. A może masz ochotę jechać ze mną?
-Odbiło Ci? Nie, absolutnie nie.
-Dlaczego?
-Po pierwsze, prawie nie znam Joego, widziałam go raptem 3 razy. Po drugie pewnie pójdziecie do jakiegoś klubu -Kev tylko skinął głową- ja mam 16 lat, nie wpuszczą mnie.
-No fakt, zapomniałem, że jesteś aż tak nieletnia.
-No bardzo zabawne, a Nicka wpuszczą?
-Nick za miesiąc kończy 18, więc sądzę, że nie będą mieli z tym problemu. Obiecuję, że jak wrócę to jakoś Ci to wynagrodzę
-Już mówiłam, nie musisz.
-Ale chcę.
Jak chce to przecież mu tego nie zabronię.

W środę "rano", kiedy w końcu zdecydowałam się zwlec z łóżka i zeszłam do kuchni, spotkała mnie miła niespodzianka, śniadanie czekało na stole, a przy blacie stał Kevin
-Można wiedzieć, co robisz w mojej kuchni?
-Twoja mama mnie wpuściła, i zgodziła się na to żebym Ci wynagrodził przedstawienie, które przeze mnie Cię ominęło. Także bierz się za jedzenie, a później się ubierz- spaliłam buraka, nie śpię w słodkich piżamkach w serduszka, ale i tak dość krępujący był fakt, że siedziałam przed Kevinem w samym nocnym odzieniu. Zjadłam śniadanie, i szybko poszłam się ubrać, Jonas zaznaczył, że mam go zawołać jak się ubiorę. Nie miałam wielkiego wyboru, skoro i tak był już w moim domu.
Kevin wszedł do pokoju, posadził mnie na łóżku, po czym przykucnął przede mną
-Ufasz mi?
-Zaczynam się bać. Ufałam, aż do teraz -jego śmiech rozluźnił nieco atmosferę
-Twoja mama się zgodziła, wtajemniczyłem ją we wszystko, co zaplanowałem, zgodziła się. Czy teraz mi ufasz?
-Raczej nie mam wyboru, coś czuję, że i tak nie odpuścisz i będziesz pytał do skutku. Dobrze, ufam Ci.
-Cieszy mnie to bardzo, skoro mi ufasz, to zgodzisz się spędzić ten dzień ze mną, prawda? - kiwnęłam głową na znak zgody, a on wyciągnął z kieszeni bandamkę i zawiązał mi ją wokół oczu.- teraz nie ruszaj się przez chwilę, bo muszę zabrać kilka niezbędnych rzeczy.- Przez chwilę słyszałam otwieranie wszystkich szafek po kolei, i czułam się bardzo zażenowana tym faktem, w końcu trzymałam tam wszystko, i na prawdę nie miałam ochoty żeby moją bieliznę oglądał jakiś facet, nawet jeśli był moim przyjacielem (chyba mogę już tak nazywać Kevina).
-Dobra, chyba mam wszystko, potrzebujesz dzisiaj czegoś, no wiesz...
-Nie wiem, i aż boję sie zapytać, co masz na myśli.
-Chodziło mi o to czy będą Ci dzisiaj potrzebne tampony-znów zrobiłam się całą czerwona, skuliłam się i chciałam zniknąć, przecież to normalna rzecz, ale kiedy zapytał o to Kevin to poczułam się zażenowana jak nigdy.
-Nie- raczej dosłyszał tę odpowiedź, mimo że wymruczałam ją pod nosem najciszej jak się dało.
Kevin delikatnie mnie objął i sprowadził na dół, posadził na szafce i założył buty, czułam się bardzo skrępowana tą sytuacją. Nie lubię czuć sie od innych zależna. Nie lubię też, kiedy ktoś musi wąchać moje buty, mimo że nie są jakoś specjalnie skażone, to i tak uważam to za niekomfortową sytuację. Wprowadził mnie do samochodu, uważając żebym nie uderzyła się głową, chciał mi zapiąć pas, ale go powstrzymałam, miałam dość traktowania jak niepełnosprawną. Czemu nie zbuntowałam się przy butach? Pewnie byłam w zbyt dużym szoku. W każdym razie jechaliśmy samochodem już jakieś pół godziny, znaczy nie widziałam zegarka, ale w radiu zdążyli zagrać 8 piosenek, skoro każda ma średnio 3,5 minuty to rachunek jest prosty. Nie wytrzymałam.
-Kevin, możesz mi powiedzieć dokąd mnie zabierasz?
-Obiecałem Ci, że wynagrodzę Ci to przedstawienie.
-Tak, wiem, ale dokąd my jedziemy?
-I tak muszę Cię uświadomić, możesz zdjąć opaskę- jak powiedział tak zrobiłam- na lotnisko, lecimy do Nowego Jorku, "Koty" grają na Broadwayu do końca września.
-Oszalałeś, nie stać mnie na bilet do Nowego Jorku, ani na ten na przedstawienie. Staram się odłożyć na samochód, zapomniałeś?
-Nie zapomniałem, poza tym, kto powiedział, że będziesz musiała za coś płacić. Przyjaźnisz się z "gwiazdą", zacznij czerpać z tego korzyści - mówiąc "gwiazda" zrobił w powietrzu cudzysłów, co bardzo mnie rozbawiło.
-Kevin proszę, zawróć. Nie chcę mieć żadnych korzyści ze znajomości z tobą, wystarczy mi to, że jesteś.
-Cieszę się, ale obiecałaś, że spędzisz ten dzień ze mną, a ja wybieram się do Nowego Jorku.
-Nie lubię Cię.- naburmuszyłam się jak małe dziecko
-Trudno, będę musiał żyć z tym faktem- wyszczerzył się tak, że musiałam się uśmiechnąć, mimo że bardzo ze sobą walczyłam.
Odprawa przebiegła dość spokojnie, mimo że moja mina wzbudziła podejrzenia obsługi. Kevin szybko im wytłumaczył, że nie jestem za bardzo zadowolona z podróży, bo boję się latać. Jest naprawdę świetnym aktorem, wszyscy mu uwierzyli.

2 komentarze:

  1. już....? ehh... ja chcę resztę!:D Kevin jest słodki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz szybko, bo już chcę wiedzieć, co dalej ^^

    OdpowiedzUsuń