piątek, 13 kwietnia 2012

12. Nowojorski czar i nocne rozmowy



Przez pierwszą godzinę lotu nie odzywałam się do Kevina, ale później złość mi przeszła. Wiem, że to głupie złościć się o to, że chciał mnie zabrać na przedstawienie, które chciałam zobaczyć, ale nie lubię kiedy ktoś musi za mnie płacić. Poza tym nie byłam przygotowana na takie wyjście, więc mój strój pozostawia wiele do życzenia na pewno nie jest stosownym ubiorem do teatru.
-Wiesz, zawsze myślałam, że sławy są rozkapryszone, no wiesz, takie co to nie one. Gdybym nie zobaczyła na własne oczy, nigdy bym nie uwierzyła, że jesteś gwiazdą muzyki. Jesteś zbyt normalny na to.- Bardzo go rozbawiło moje stwierdzenie. Przecież powiedziałam prawdę. Jest taki normalny, pomijając fakt, że nie zna się na samochodzie, to jest normalnym facetem, niestroniącym od prac domowych
-Jestem zbyt normalny? Chyba mnie nie znasz.
-Chodzi mi o to, że nie gwiazdorzysz. Kilka razy już widziałam Cię z fanami, i zawsze miałeś do nich takie podejście... nie wiem jak to określić... byłeś...
-Wdzięczny? -kiwnęłam głową na tak- Widzisz, gdyby nie fani, nie byłoby zespołu. Bo kto chciałby wydawać płyty, których nikt nie chce kupić? Nikt. Fani są dla nas bardzo ważni. Tak, jestem im wdzięczny za to, że są. Mamy najlepszych fanów na świecie, nawet kiedy "zrobiliśmy sobie przerwę" nie odwrócili się od nas, cały czas nas wspierają. Owszem wielu odeszło, ale Ci prawdziwi zostali przy nas. Kochamy ich za to.
-Ale to takie raczej rzadkie, że gwieździe waszego pokroju, bo zdążyłam już się dowiedzieć, że jesteście światowej sławy muzykami, z mnóstwem złotych i platynowych płyt- zawsze, kiedy zaczynamy rozmowę o tym jak mało o nich wiem Kevin się tak pobłażliwie uśmiecha, ale to nie jest szyderczy uśmiech, on się nie nabija, to jest taki, nie wiem jak to opisać, ale jest miły- że komuś takiemu nie odbiła tzw. woda sodowa.
-To dzięki rodzicom. Wiesz, tata jest naszym managerem, rodzice jeździli z nami w trasy, zawsze byli przy nas, żeby nas wspierać, ale przede wszystkim żeby pilnować. Trzymali nas na krótkiej smyczy- zaczęliśmy się śmiać- ale wyszło nam to na dobre. Dzięki temu, że byli obok nie zagubiliśmy się w showbiznnesie, to oni nam wpajali, że powinniśmy zawsze być sobą, i pamiętać, że sława to coś ulotnego, dzisiaj jest, jutro może jej nie być. "Żyj jakbyś był na dnie, nawet jak jesteś na samym szczycie", tata zawsze nam to powtarzał
-Bardzo mądre słowa
Rozmawialiśmy jeszcze trochę, a później uznałam że się zdrzemnę, w końcu 6,5 godziny lotu może człowieka zmęczyć, a nie chciałabym zasnąć w czasie przedstawienia.
Utwierdziłam się w przekonaniu, że latanie samolotem nie należy do moich ulubionych czynności. Znaczy nie, że było źle, bo lot był przyjemny, ale ta senność ogarniająca człowieka po zakończeniu podróży. Mimo, że spałam w samolocie, to nadal nie czułam się wypoczęta. Podobno to przez zmianę wysokości i stref czasowych. Tak mówi Kevin, a ja mu wierzę, w końcu ma większe doświadczenie w lataniu.
Prosto z lotniska pojechaliśmy do hotelu, Kev wynajął samochód, bo podobno tak wyjdzie nas taniej niż taksówką, a i swobodniej będziemy się czuć. Znowu, on ma już w tym doświadczenie, więc nie będę się z nim sprzeczać. Wybrał chyba najdroższy hotel w mieście, Było tam pięknie. Czułam się jak jakaś cholerna księżniczka, zwłaszcza, że dostałam własny pokój. To było głupie, ale cieszyłam się jak dziecko. Nigdy nie nocowałam w hotelu, a już na pewno nigdy nie liczyłam, że będę kiedyś nocować w pięciogwiazdkowym. Kiedy Kevin załatwił wszystkie formalności udaliśmy się do naszych pokoi, oczywiście jako gentleman odprowadził mnie do mojego, niosąc moją torbę, nadal nie wiem co mi spakował.
-Idę wziąć szybki prysznic, a później pójdziemy na miasto, ok?
-Porwałeś mnie, a teraz pytasz o zdanie? -chyba wypominanie mu, że mnie uprowadził będzie moją nową formą rozrywki, uwielbiam jego śmiech, zawsze poprawia mi humor
-Do zobaczenia za chwilę
Uznałam, że też powinnam się odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic, uważając żeby nie zmoczyć włosów, bo, mimo że było lato i pogoda była odpowiednia do pory roku, to w NYC wiało dzisiaj dość mocno, a przeziębienie latem jest bardziej denerwujące niż w miesiącach zimowych. Mój skrętowłosy przyjaciel spakował mnie na 3-4dni, widać, że było to przemyślane uprowadzenie. Postanowiłam założyć szerokie, ciemne spodnie i czarny t-shirt. Nie zdążyłam się ubrać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Zaczekaj chwilę.- szybko wciągnęłam na siebie ciuchy i otworzyłam mu drzwi.
-Gotowa? -Przytaknęłam głową- to bierz torbę i idziemy, bo inaczej możemy się spóźnić na przedstawienie.
Czułam się nie na miejscu, mimo, że wybrałam najbardziej eleganckie z ciuchów, które zapakował mi Kevin. Żebym nie czuła się całkiem jak kosmitka on też ubrał się na luzie, chociaż on nawet na luzie wyglądał elegancko.
Dojechaliśmy na Broadway. Tak na prawdę to jest zespół ok. 40 teatrów, który nazwę ma od ulicy na której się znajdują.  "Koty" są grane w teatrze Marquis, przy 1535 Broadway.

Musical był po prostu niesamowity, brak mi słów żeby opisać to co czułam. Magia płynąca ze sceny przenosiła całą widownię w ‘kocie życie’. Ruchy aktorów, taniec, muzyka, stroje sceniczne, to wszystko było tak piękne i niezwykle dopracowane, aż zapierało mi dech. Czułam się chyba tak samo jak Harry Potter pierwszego wieczoru w Hogwardzie.
-Kevin, to było niesamowite, dziękuję.
-Cieszę się, że Ci się podobało. Byłaś jak zahipnotyzowana.
-Czułam się jak dziecko w wesołym miasteczku, albo jeszcze lepiej. Od dawna marzyłam żeby zobaczyć to przedstawienie, w Polsce nie zdążyłam, bo zanim uzbierałam na bilet, to zdjęli je z afiszy. Spełniłeś moje marzenie. -Kevin uśmiechnął się tylko i nie ciągnął tematu.
-Masz ochotę na spacer, czy jesteś zbyt zmęczona?
-Żartujesz? Po tych emocjach chyba nie zasnę przez całą noc.
-To chodź, pokażę Ci pewne miejsce.
Szliśmy jakieś pół godziny, rozmawiając o przedstawieniu, moich zachwytów nie było końca, właściwie to ja mówiłam, a Kevin słuchał. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy doszliśmy nad rzekę Hudson.
-Wow. Jak tu pięknie. Nie patrz tak na mnie. Światła miasta wyglądają pięknie odbite w tafli wody. Byłoby jeszcze piękniej gdyby było widać gwiazdy, ale nie można mieć wszystkiego.
-Nie można. Ale masz rację, rzeka nocą wygląda fantastycznie. Wiesz, że wychowałem się po przeciwnej stronie rzeki. -pokręciłam głową- Znaczy, nie aż tak dosłownie. Urodziłem się w Teaneck, to trochę na północ stąd, ale najdłużej mieszkaliśmy w Wyckoff, też niedaleko, oba są na wysokości północnego Manhattanu.
Powoli kierowaliśmy się w stronę samochodu. Cały czas rozmawiając o pięknie NYC. To miasto ma w sobie jakąś magię. Kiedy w końcu dotarliśmy do hotelu, Kevin odprowadził mnie do pokoju, ale ja nie miałam ochoty iść jeszcze spać.
-Idziesz do siebie?
-A gdzie miałbym iść?
-Nie o to mi chodziło. Zostaniesz jeszcze trochę? -sama przeraziłam się cukierkowością mojego głosu, mam nadzieję, że nie odebrał tego w niewłaściwy sposób- Ok, to zabrzmiało dwuznacznie i rozpustnie, nie o to mi chodziło. Po prostu tak fajnie się rozmawia, a ja wiem, że i tak nie zasnę z nadmiaru wrażeń, więc jeśli nie jesteś zmęczony, to byłoby fajnie gdybyś został.
-Jasne, czemu nie.
Usiedliśmy na łóżku, Kevin zamówił nam herbaty (uznał, że na kawę jest już za późno). Mój przyjaciel zaczął zachowywać się trochę inaczej, był zamyślony, tak jakby chciał mnie o coś zapytać, ale nie bardzo wiedział jak.
-O czym tak myślisz?
-Co, nie, nic takiego... Roni, mogę Cię o coś zapytać?- przytaknęłam głową- zastanawia mnie coś, ale nie chcę żebyś poczuła się niekomfortowo. –Boże, o co on chcę mnie spytać?!?
- No wyduś to z siebie – prawie na niego nakrzyczałam
- Co sprawiło, że tak się ubierasz. – w końcu zapytał swoim nieśmiałym głosem
- Wiesz myślę, że to jak się ubierasz wyraża to kim jesteś. Więc mój styl wyraża to, że jestem chłopczycą na maksa. A to wszytko przez mojego brata, zawsze był dla mnie kimś w rodzaju idola. Poza tym te ciuchy są po prostu wygodne, damskie, nawet jeśli robią sportowe to wszystko musi być obcisłe. A na przyszłość trochę więcej odwagi, nie gryzę.
- Ok. Po prostu nie wiedziałem jak zareagujesz – powiedział z tymi swoimi czerwonymi policzkami. Uwielbiam jego rumieńce.
- Jak widzisz nie jest tak źle
Siedzieliśmy jeszcze kilka godzin rozmawiając o wszystkim, co nam przyszło do głowy. Kevin obiecał mi, że nauczy mnie grać na gitarze. Gitarę będę pożyczać od niego na czas lekcji, nie chcę powtórki z rozrywki, więc lepiej nie przynosić takich rzeczy w zasięg rąk mojego taty. Co do pytań, to większość była taka, jakby to powiedzieć, o niczym konkretnym.
- Jaki jest twój ulubiony film?? - zapytał
- "Paranoid Park" i "Na Wschód od Edenu". Ten pierwszy to najlepszy film o dojrzewaniu jaki widziałam. Ten drugi wiadomo, James Dean
- Dean był genialny, kiedy oglądam "Olbrzyma", choć to babskie, zawsze chce mi się płakać. Bo uświadamiam sobie, że on miał tylko 24 lata*. Był przyszłością kina, prawdziwego kina.
- Bóg zabiera takich wielkich ludzi a zostawia taką Lady Gagę! – powiedziałam wręcz oburzona.
- Czemu obwiniasz Boga?
- Nie obwiniam, ale to Bóg zabiera ludzi dlatego o tym mówię.
- Wierzysz w niego?
- Wierzę… Kocham go. Choć nie zawsze rozumiem jego plany.
Nagle zaczął mi śpiewać:
-Jesus Christ are my life…- Miał nietypowy głos, nietypowy, ale piękny. Wkładał w niego tyle emocji, pasji.
Padały również bardziej intymne pytania.
- Ile miałeś lat, kiedy pierwszy raz się całowałeś?
- 12 i nie trafiłem w usta.- Wybuchłam śmiechem.
- Jak można nie trafić dziewczynie w usta, musieliście chyba być w piwnicy podczas jakiejś awarii prądu.
- Dzięki za wyrozumiałość…
Na chwilę zamilkł, chyba postanowił zaczekać, aż przyjdzie mi moja głupawka. I zastrzelić mnie kolejnym pytaniem:
-  A ty?? Jak wyglądał twój pierwszy pocałunek?
- No wiesz…. zwycz…ajnie  to było.. da..wno  - coś tam wybrzdąkałam. Przyznaje się, nigdy w życiu się nie całowałam
- Ty nigdy…. Teraz to on wybuchł śmiechem, ale to był wspaniały śmiech, taki jakim śmieje, się przyjaciel. Chwilę trwało zanim się uspokoił i spoważniał -Powiedz mi skąd u Ciebie taka miłość do "Kotów".
-Czy to naprawdę, aż tak dziwne?
-Może nie to, że dziwne, ale po tym, co mi o sobie opowiadałaś to nie myślałem, że pociąga cię tego rodzaju rozrywka.
-Widzisz, nie opowiedziałam Ci jeszcze o mnie wszystkiego. Rzadko o tym mówię. Nie to, że się wstydzę, co to, to nie. Po prostu jakoś tak.
-Ok, teraz zaczynam się martwić.
-Niepotrzebnie. Widzisz, kocham taniec, zwłaszcza taniec klasyczny. Trenowałam od 5 roku życia. -miałam wrażenie, że oczy zaraz mu wypadną z oczodołów- Przestałam, kiedy sie przeprowadziliśmy.
-Czy ty właśnie mi powiedziałaś, że jesteś baletnicą?
-Czemu cię to śmieszy? Aż tak trudno w to uwierzyć?
-Nie, po prostu... Jesteś najbardziej niezwykłą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem. A uwierz poznałem ich mnóstwo. Zastanawiam się, czym mnie jeszcze zaskoczysz.
-Pożyjemy zobaczymy, ale raczej najbardziej szokujące wyznania mam już za sobą.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Właściwie przegadaliśmy tak całą noc. Zasnęliśmy leżąc w poprzek mojego łóżka. Jaka szkoda, że jutro nas tu już nie będzie. Nowy Jork jest genialny.

*James Dean miał 24 lata, kiedy zginął w wypadku samochodowym.

1 komentarz:

  1. przecież spakowana jest na 3-4 dni to może jednak zostaną dłużej?:D

    OdpowiedzUsuń