Kevin obudził mnie o
8 i wręcz wykrzyczał, że wylatujemy dopiero jutro po południu i z tej okazji
porywa mnie dziś na cały dzień.
- Dobra, dobra
jeszcze 5 minut daj się człowiekowi wyspać – powiedziałam trochę nieświadoma
tego, co się dzieje wokół mnie
- OK. Ale za 20 minut widzę cię na śniadaniu
- Tak, tak panie porywaczu.
Nie mówił nic tylko
się uśmiechał.
Spałam troszkę
dłużej niż sobie to zaplanowałam, więc wzięłam mega szybki prysznic, chyba
nawet nie trwało to 3 minut, wyczyściłam zęby, włożyłam na siebie za duży T-
Shirt, proste spodnie, trampki i moją ukochaną od wczoraj czapkę z logo
Lankersów.
Kev mi ja kupił…
Kiedy zeszłam
czekał już przy stoliku
- Wziąłem ci
omleta, płatki z mlekiem, tosta z bekonem i serem
- Jak ty mnie
znasz
- Jak ty dużo jesz
- Jesteś okropny
- Jedz to, bo się
spóźnimy
- Gdzie??
- No nie wiem czy
ci powiem…
- Lubisz się tak „bawić”
– powiedziałam oburzona
- Tylko z Tobą
- Przestań i
powiedz mi wreszcie
- Dobra, jedziemy
do Metropolitan Museum of Art
- Żartujesz?!? Zawsze
chciałam tam pójść. O której mamy przewodnika?
- Przewodnika? To
ja cię oprowadzę, ale warto być tam, z rana wtedy jest mało ludzi
Mina mi trochę
zbladła, ale mimo wszytko miałam nadzieję, że jest tak dobrym przewodnikiem jak
gitarzystą…
Wycieczka była
genialna, najstarszy z Jonasów, pokazał mi wszytko co najlepsze od egipskich
mumii przez greckie posągi, islamskie ryciny, malarstwo renesansu („ Grosz
czynszowy” był najlepszy*), po XX- wieczną sztukę zdobniczą, ale sztuka
południowego Pacyfiku i prace Orazio podobały mi się bardziej, maski Indian
jednej nawet zrobiłam zdjęcie:
Na zwiedzanie
poświęciliśmy 4 świetne godziny, z reguły nie lubię muzeów, ale te różni się od
naszych.
O 13:30 byliśmy w
Museum of Modern Art (Muzeum Sztuki Współczesnej), zdecydowanie najbardziej
podobał mi się ogród rzeźb Abby Aldrich Rockefeller "Sculpture Garden".
Minusem było to, że Kevin zapłacił fortunę za wstęp, powiedziałam żebyśmy się złożyli,
ale on jest tak uparty, że jak zwykle z nim przegrałam.
Po 15 zjedliśmy
obiad w Chinatown, cudowne „Chińskie miejsce”, gdyby nie Paul nie miałabym
pojęcia, że coś takiego istnieje. Klimat temu miejscu nadają przede wszystkim
sklepy z oryginalnymi chińskimi wyrobami, kupiłam sobie takie śmieszne
„balerinki” (nie wiem jak na to się mówi):
O 17 Jonas zabrał
mnie pod najwyższy, po zamachu na World Trade Center, budynek w mieście. Do
budowy Empire State potrzeba było aż 60 tys. ton stali, 10 milionów cegieł i
około 7 milionów godzin roboczych!!! Ale widoki z 86 i 102 piętra zwaliły mnie
z nóg i to dosłownie.
- Nie myślałeś o
zmianie zawodu, jesteś świetnym przewodnikiem.
- Dziękuje...
–wtrącił się
- To ja dziękuje –
uśmiechnęłam się i uściskałam go z całej siły
- Chcesz mnie udusić?
- Racja przepraszam
przesadziłam troszkę.
Byłam tak zmęczona,
że o 19, jak tylko wróciliśmy do hotelu, zjadłam kolacje i od razu poszłam
spać…
Mój wariat jednak
jeszcze nie miał dość i nazajutrz z samego rana zabrał mnie do ZOO!!!
Ale cóż to było za
Zoo, żyje tam ponad 4 tys. zwierząt. Największą atrakcją był kryty wybieg z
odwzorowaniem lasów Azji z ptakami, jaszczurkami, gibonami oraz panterami.
Zwiedzanie zajęło nam 3 godziny
Po powrocie do
hotelu spakowałam rzeczy i o 14 byliśmy już w samolocie do Dallas…
*„Grosz
czynszowy” to dzieło Masaccio jednego z przedstawicieli renesansu.
Dzisiejsza notka jest prezentem na JONAS DAY- Pomysł Patrycji ;)
Fajnie, też bym chciała takie miejsca odwiedzić ;p Takiej wycieczki to tylko pozazdrościć ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny, czekam na więcej ;)
Jonas Day!:) Dziękuję za prezent!:) i chce już następny rozdział!;p a balerinki super:D też chce takie!:D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać te Twoje opowiadania, są bardzo interesujące ^^ Kevin jest "moim ulubionym" Jonasem, więc jeszcze bardziej cieszę się, że dodałaś następną część. Oczywiście czekam na więcej i happy Jonas Day! :*
OdpowiedzUsuńEj ! co tak malo notek ? Buu :/ Zdjecie Keva mnie powalilo jejciu jaki on byl wtedy za przeroszeniem powalony ;P Czekam na nexta jak cos to pisz <3
OdpowiedzUsuńhttp://whyme-story.blogspot.de/