piątek, 23 grudnia 2011

7. John Coffe

Byłam w domu o 17, z Frankiem siedziałam 2 godziny nad matmą, więc położyłam się do łóżka na zasłużony wypoczynek. Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu, postanowiłam, że odbiorę, mimo że był to nieznany numer.
- Cześć Roni to ja Kevin, strzeliłem dziś niezła gafę, więc może dasz zaprosić się na kawę, w ramach przeprosin
Chciałam się jakoś wymigać, ale żadna wymówka nie przychodziła mi do głowy, więc jedynym wyjściem było zgodzenie się.
- Tak, jasne
-To umówmy się w tej kawiarence John Coffe za 20 minut.
- OK., do zobaczenia.
No trudno, może po tej kawie da mi spokój. Wyszłam na ulicę, jako ta sama skate’owa dziewczyna.  Na miejscu byłam lada chwila, Kevin już na mnie czekał dało się wyczuć, że się czegoś boi, ale nie pytałam o powody, zajęliśmy ostatni stolik w rogu. Czekając na zamówienie opowiedział mi o sobie, był bardzo ciekawym chłopakiem dużo w życiu przeżył miał dopiero 22 lata. Szczególnie przy szkole trochę się wzruszyłam, nie miałam pojęcia, że był prześladowany. A zapomniałabym przepraszał mnie 1000 razy za to przy drzwiach i samochodzie, kupił mi nawet słodycze zrobił na mnie dobre wrażenie, nie lubię takich zachowań jak czekoladki itp., ale jego intencje były szczere. W tym samym czasie dziewczyna przyniosła nam kawę i gorącą czekoladę.
- Dobra ja opowiedziałem ci o sobie teraz twoja kolej.
Co??? Co miałam mu niby powiedzieć ze jestem z jakiegoś zadupia na końcu świata? Moja mina mówiła po prostu WTF i moje ręce powędrowały tam gdzie nie trzeba, tak wiedziałam, że tak będzie wiedziałam, że pech mnie nie opuści nawet tutaj w Dallas. Musiałam to wylać, Boże dlaczego mnie tak nienawidzisz, co ja ci zrobiłam do cholery. Kevin się przestraszył bo  pisnęłam, ale powiedziałam, że poradzę sobie sama. Wpadłam do łazienki z wielką brązową plamą na moich ulubionych jeansach brata, co mnie skłoniło żeby je włożyć? Urwałam chyba wszystkie papierowe ręczniki a później ścierając nimi spodnie jak jakaś psychopatka musiałam skłonić do wyjścia 2 kobiety w toalecie.
Wyszłam po 20 minutach to dziwne, ale chyba nie chciałam wyglądać jak zbrodniarka przy Kevinie.
- Wiesz co, umówmy się jutro jestem zmęczona, a po za tym zobacz jak ja wyglądam zadzwoń, ok? -Właściwie to wyszłam od razu po zadaniu tego pytania, nie próbował mnie gonić ani nic w tym stylu, na szczęście, bo nie chciałam scen z komedii romantycznej.

PS. ŻYCZĘ ANI I WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

P.s.2 Ode mnie (Ani) również wszystkiego najlepszego na te święta, rodzinnej, spokojnej atmosfery. Miłości i zrozumienia. I braku dolegliwości spowodowanych przejedzeniem ;)
Pati Wesołych świąt :)

piątek, 9 grudnia 2011

6. Samochód

Rodzice Frankiego ucieszyli się z wiadomości ich syna, że potrafię wytłumaczyć mu matematykę, sami zaproponowali, że mnie „wynajmą” dla Bonusa, swoją drogą dziwne mu dali przezwisko, no ale nie wnikam, może nie planowali mieć więcej niż trójkę, a tu nagle po 8 latach pojawia się kolejny... Stawka, jaką podali była 50% wyższa niż ta, o której myślałam, zresztą powiedziałam im, że nie zarządzam aż tak dużo, ale odparli, że Franklin jest naprawdę mało pojętny jeśli chodzi o matematykę i zostaliśmy przy ich stawce.

W takich chwilach jak ta cieszę się, że odziedziczyłam po rodzicach zdolności do przedmiotów ścisłych. Dzięki temu będę mogła zarobić na mój własny samochód. Już sobie nawet upatrzyłam jeden. Ford Mustang Cobra z 1964 roku. Mogłabym powiedzieć, że jest piękny, ale to nie prawda, na razie wygląda okropnie i tylko dlatego będzie mnie na niego stać. Ale będzie piękny, kiedy z nim skończę. Większość mojego życia spędziłam pomagając dziadkowi w warsztacie samochodowym, więc nie będzie dla mnie specjalnym problemem naprawienie samochodu, zwłaszcza tak starego, z nowszym gdzie jest dużo elektroniki mogłabym mieć problem bez specjalnego sprzętu, ale tam wystarczy zestaw kluczy i trochę cierpliwości... No może jeszcze WD40 (albo butelka Coli) żeby odrdzewić niektóre śruby.
No, ale żeby go kupić muszę najpierw troszkę popracować. Idę dzisiaj do Franka, właściwie to już wychodzę. Mamy środek lata więc pogoda jest upalna. Mam na sobie skate’owskie spodnie do połowy łydki i za duży t-shirt, a na głowie chustę, którą obwiązałam mojego koka. O dziwo dzisiaj nawet można zauważyć, że nie jestem facetem, ale to chyba głównie dlatego, że mam ogolone nogi.
Droga minęła mi szybciej niż przypuszczałam. Już miałam dzwonić do drzwi, kiedy usłyszałam jakiś niezbyt przyjemny odgłos dochodzący z garażu. Poszłam zobaczyć, co się tam dzieje.
-Jakiś kłopot?
-O cześć, już jesteś? Tak, nie chce odpalić, a jestem umówiony, nie mogę się spóźnić.
-Może Ci pomóc?
-Wiesz co, nie sądzę żebyś była w stanie to zrobić.- I tu dotknął mojego czułego punktu...
-Bo co? Bo jestem dziewczyną? Łaski bez, próbuj dalej, może całkiem zatrzesz silnik, będę miała wtedy niezły ubaw.- obróciłam się na pięcie i już miałam iść, kiedy usłyszałam głos Kevina
-Zaczekaj, przepraszam, spieszę się, to ważne spotkanie, dlatego się tak denerwuję, masz pomysł, co może być nie tak z samochodem?
-Wpuść mnie na chwilę za kierownicę, to Ci powiem.- bez słowa zrobił mi miejsce, przekręciłam kluczyk w stacyjce, ale nie do końca, tylko do połowy, zapaliły się lampki na desce rozdzielczej, czyli to nie akumulator. Otworzyłam wajchą maskę, zajrzałam do środka.
-Masz zapasowe świece?
-Co mam?
-O matko, serio? Nie wiesz, co to świece? Przepaliła Ci się, a skoro nie ma świecy, to nie ma, co wywołać zapłonu, więc samochód nie pojedzie.
-Wiem, do czego jest świeca, nie wiem, czy mam, szczerze to nie wiem, co mam...-Widać było zakłopotanie na jego twarzy, i na dodatek tak zabawnie podrapał się po głowie.
-Dobra, sama sprawdzę, tylko muszę się po garażu rozejrzeć- nic nie odpowiedział, tylko kiwnął głową. W Sumie nie było zbyt wielu narzędzi, więc zaczęłam wątpić, czy znajdę świece, ale w końcu w małym pudełku znalazłam kilka różnych. Szybko znalazłam odpowiednią, i w ciągu kilku chwil wymieniłam.
-Możesz jechać na to swoje spotkanie.
-Nie wiem jak Ci dziękować, naprawdę
-Tak, tak. Dobra nie ważne. Idę, bo przez Ciebie jestem spóźniona na zajęcia z Frankiem.
Stał lekko zdziwiony moim zachowaniem, a ja wyszłam szybko z garażu i zadzwoniłam do drzwi.

Otworzyła mi pani Denise, wytłumaczyłam szybko, dlaczego spóźniłam się na korki, na potwierdzenie moich słów mogła zobaczyć moje ręce umazane w smarze, silnika najczystszego to Kevin nie miał. Szybko doprowadziłam ręce do stanu używalności. Poszłam do pokoju Frankiego. Uwielbiam go, byłam tu tylko raz wcześniej, a on już traktuje mnie jak swojego. Siedziałam u niego kilka godzin tłumacząc kolejne zadania, ale myślami cały czas byłam przy wydarzeniu w garażu. Jak on mógł mnie tak potraktować. Czy dlatego, że jestem dziewczyną to muszę interesować się tylko lakierami do paznokci? Zdenerwował mnie, nie jestem pewna czy mu to wybaczę. Nie znoszę jak traktuje się ludzi stereotypowo. Najgorsza rzecz, jaką możesz zrobić drugiemu człowiekowi to go zaszufladkować, zanim go poznasz.

niedziela, 27 listopada 2011

5. St.Grand Light 15

Spojrzałam na elektroniczny zegarek koło łóżka, 16 lipca, mój pierwszy dzień w nowej pracy (o ile moje dzisiejsze zajęcie można tak nazwać). Nie miałam okazji pooglądać amerykańskich domów od środka. Ciekawe, czym różniły się od naszych, oczywiście oprócz tego, że były z kartonów. U rodzinki Jonas miałam być o godzinie 17.00, na moje szczęście ich dom był tylko kilka ulic dalej, mieszkali przy St.Grand Light.
Z domu wyszłam ok. 16:30, wolałam być trochę wcześniej i zrobić dobre wrażenie J. Ale nie martwcie się nadal byłam tą samą chłopczycą założyłam zwykłą bluzę, spodnie mojego brata, trampki i baseballówkę.
St.Grand Light 15 wyraźny napis na mojej kartce, tylko dzięki niemu byłam gotowa wejść do tego domu. To nie był zwykły dom, odróżniał się od innych głównie dlatego, że był z cegieł, a w USA to dość niespotykane zjawisko. Bałam się tam wejść, ale raz się żyje zadzwoniłam do drzwi (nie było już odwrotu).    
Drzwi otworzył młody, wysoki i dobrze ubrany brunet.
- Co pana tu sprowadza – zapytał wyraźnie zdziwiony moja wizytą
- Roni Popiel, mam się opiekować pana bratem Frankie’m – odpowiedziałam bez większych emocji, w moim głosie panował widoczny spokój , nie zdziwiło mnie, że pomylił mnie  z chłopakiem wiele osób ma z tym problem . Na odpowiedź musiałam sobie troszkę poczekać, chyba moje wyznanie go zakłopotało i to wyraźnie, jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Staliśmy tak dobre 3 minuty, żadne z was nie miało albo nie wiedziało, co ma powiedzieć. W końcu się przełamał:
-Przepraszam najmocniej, proszę mi wybaczyć –jak na chłopaka był przekonujący a może to ja która nigdy nie dostawała przeprosin od mężczyzn mniejsza o to pasowała by mu coś odpowiedzieć:
- Nie ma sprawy, nic się nie stało
- Proszę wejdź
- Dziękuje
Chatę to mieli niezłą, ciekawe skąd mieli na to kasę, podobno w Stanach był kryzys. Ty może to była mafia. Bierz dupę w troki i uciekaj!!! Wiem, jestem trochę głupia, ale każdy normalny Polak zareagowałby tak samo jak ja. Ich dom był niezwykły, panował w nim cudowny klimat i jak na amerykanów nienagnany porządek. Największe wrażenie zrobiła na mnie gitara z Gibsona, tak to był chyba autograf samego McCartney’a (chętnie bym sobie taka gitarę ‘’pożyczyła’). Ale najlepsze było to, że to był dopiero salon.
- Roni! Witamy, jestem Denise a to mój mąż Kevin – zaczyna się nieźle, mnie już by tam dawno nie było gdybym zobaczyła takiego stracha na wróble jakim byłam.
- Dzień Dobry miło państwa poznać – odpowiedziałam 
- My z mężem musimy już iść, będziemy jutro około 18, mój syn cię oprowadzi.
- Dowidzenia, miłej zabawy
Uśmiechnęła się do mnie, jak stwierdziłam chyba nie oceniała człowieka po wyglądzie.  A teraz zostałam sam na sam ze słynnym panem ‘’pomyłkowcem’’(nie wiem czy jest takie słowo).
- Przepraszam za to przy drzwiach. Więc jestem Kevin, Kevin Jonas. Tam przy stole, ten z kręconymi włosami to Nick, ten w okularach to Joe, a Frankie siedzi przed telewizorem.
- Hej jestem Roni –przedstawiłam się
- Siema – najpierw z wyraźnym entuzjazmem odpowiedzieli Nick i Joe
- Cześć to ja Frankie ‘’twój’’ bachor – później ten najmłodszy
- To tak tutaj jest łazienka, koło niej twój pokój a koło twojego pokoju pokój Franka, jeśli chciałabyś oglądnąć jakiś film albo w coś zagrać to on zna te miejsca najlepiej – pokazał placem na swojego młodszego brata.
- My już spadamy, będziemy jutro 3 godziny wcześniej niż rodzice.
Wydawali się na porządnych ludzi z dobrej dzielnicy. Nie to żeby coś nie patrzyłam na nich tak ‘’Łał są nieźli zaciągnę ich do łóżka’’, nie byłam z tych dziewczyn, którym tylko jedno we łbie.
- Pa, Roni, do jutra. – pożegnał się
- Pa, do jutra miłej podróży.
                                                                 
Okazało się, że Frankie ma problemy z matmą i to dość duże, ledwo zaliczył rok. Więc ze 2 godziny spędziliśmy na rozwiązywaniu 10 zadań. Obiecałam, że będę mu pomagać, jeśli rodzice się zgodzą. Polubiłam go, był naprawdę fajny, mogłabym mieć takiego brata, tyle, że nie zmieściłabym się w jego rzeczy. Oglądaliśmy filmy, mecz softballu, nauczył mnie grać na play- station. Poszedł spać około pierwszej w nocy. A ja pozwiedzałam sobie ich dom, byli bardzo muzykalni prawie w każdym pokoju jakiś instrument. Byli też bardzo... religijni.  Przed snem Frank naciągnął mnie na pół godzinną modlitwę, a w każdym pokoju było coś chrześcijańskiego, ale najbardziej zdziwił mnie obraz w pokoju tzw. ‘’rodzinnym’’ (Frank mi go pokazał), gdzie na ramionach krzyża było napisane:
Dziwnie się czułam bo jakoś zbyt religijna nigdy nie byłam, aż pomyślałam, że jutro trzeba by pójść do kościoła.
                                                         **********
Nie myliłam się. Następnego dnia Frank, tym razem zaczął bić mnie poduszką i powiedział, że zrobił nam płatki i mamy iść na 10 do- zaraz jak on to nazwał - świątyni chrześcijańskiej.:)
Z zewnątrz zupełnie nie wyglądał jak polskie kościoły. Raczej jak zwykły dom, jedyne, co go odróżniało to 2 krzyże przed wejściem jeden był niebieski, drugi czerwony. Przed wejściem ludzie żartowali, pili kawę czy herbatę, 10 minut przed Eucharystią wszyscy weszli jak jeden mąż do środka. Zdziwił mnie stolik za ławkami, gdzie ludzie wypisywali intencje,  w której przyszli się modlić. Ale moje zdziwienie nie skończyło się na stoliczku, a mianowicie -  Frankie był ministrantem. Msza od naszej niczym się nie różni, oczywiście oprócz tego, że jest  po angielsku.


§  sola scriptura – jedynie Pismo Święte stanowi autorytet w sprawach wiary i praktyki chrześcijańskiej,
§  solus Christus – jedynie Jezus Chrystus, jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, jest pośrednikiem między obojgiem,
§  sola gratia et sola fide – jedynie łaska Boża jest podstawą usprawiedliwienia grzesznika poprzez wiarę i niezależnie od jego uczynków,
§  soli Deo gloria – jedynie Bóg jest godzien oddania Jemu czci przez stworzenie.

Źródło:

niedziela, 20 listopada 2011

4. Prawo Jazdy II CZĘŚĆ

II CZĘŚĆ
Stres towarzyszył mi przez ostatni tydzień. Teoria taka straszna nie była, gorzej było z jazdą. Kiedy wsiadałam do samochodu czułam jak moje serce bije tak szybko, że w ogóle dziwiłam się ze jeszcze żyje, ciśnienie przekraczało 140/90 mm Hg, a Bóg słyszał najpiękniejszą modlitwę na świecie…

Pomyślałam sobie, kiedy już było po wszystkim może wcale nie jestem taka beznadziejna, że kto wie może kiedyś ktoś będzie ze mnie dumny. Pewnie domyślacie się, co jest powodem mojej radości, ale wykrzyczę to na głos
-ZDAŁAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- No tak zapomniałam, że nie jestem w zoo, ale czy ludzie od razu musieli patrzeć się na mnie jak na psychola?? Nie miałam z kim oblewać sukcesu, więc powędrowałam do domu, a po drodze zdążyłam się jeszcze pochwalić rodzicom, którzy tym razem zwiedzali sklep z meblami. Pogratulowali mi i chyba choć trochę, troszeczkę, odrobinkę byli ze mnie zadowoleni

Postanowiłam, że na mój pierwsze samochód zarobię opiekując się amerykańskimi bachorami i udzielając korków z matmy (kto by pomyślał ze taki głupi przedmiot może być źródłem zarobku i to dobrego zarobku). Rozwiesiłam swoje ogłoszenie na miejscowej tablicy informacji ( fachowa nazwa pani od polskiego byłaby ze mnie dumna) i na stronie internetowej.
Nie spodziewałam się, że tak szybko ktoś się mną ‘’zainteresuje’’. Już następnego dnia zadzwoniła do mnie p. Danise Jonas, powiedziała, że ona z mężem jadą na ślub do znajomych a jej synowie mają ważne sprawy do załatwienia i z tej racji wyjeżdżają do LA. Więc mam się opiekować nijakim Frankiem w tą sobotę.

3. Prawo Jazdy I CZĘŚĆ

PRAWO JAZDY
I CZĘŚĆ

- ŚNIADANIE SPIOCHU
KURWA, CO JEST????? KTO DO CHOLERY OŚMIELA BUDZIĆ MNIE TAK WCZEŚNIE W WAKACJE – Z trudem powstrzymałam się od tego żeby moja mama usłyszała to zdanie, ale i tak moja kochana rodzicielka musiała sobie troszkę poczekać, bo zanim zwlekłam się z łóżka i coś na siebie włożyłam minęło dobre 30 minut.
Kiedy zeszłam jak zwykle coś sobie tam sama do siebie mówiła a ja jak zwykle udawałam, że jej słucham.
- Mamo, mogę zrobić prawo jazdy??
Długo zastanawiała się nad odpowiedzią, po pierwsze chyba nie spodziewała się, że w ogóle raczę się odezwać, a po drugie była cięta na ten temat.      
-Dobrze ale na samochód musisz sobie sama zarobić
Zamurowało mnie nie widziałam  dlaczego nagle zmieniła zdanie, ale byłam tak szczęśliwa, że nie zastanawiałam się nad tym, ucałowałam ją mocno, podziękowałam  i pobiegłam do pokoju szukać jakiś szkółek w których mogłabym pozdawać egzaminy.
Nie zajęło mi to dużo czasu. Okazało się, że w Stanach jest znacznie więcej takich miejsc niż w Polsce, więc już od dziś zabrałam się do roboty.
Nigdy nie byłam typem kujona, ale prawko to jedyna rzecz na której najbardziej mi zależało od czasu mojego życia w USA...  NIE to była jedyna rzecz na której kiedykolwiek mi zależało, przecież  w sumie z punktu widzenia normalnej dziewczyny ja nie miałam dla kogo ani po co istnieć, ani chłopaka, najlepszej przyjaciółki (co do chłopaka to na pewno nie znajdę go w Stanach bo amerykanom tylko jedno w głowie). Szczerze mówiąc zawsze mam obawę o przyszłość (nie myślcie, że ja niczego się nie boję) a co zrobisz Roni 70 na karku a ty do końca swojego marnego żywota będziesz grzać miejsce innym staruszkom??? _________Czasami bawię się w SokratesaJ

sobota, 5 listopada 2011

2. Witamy w Dallas

To był pierwszy raz, kiedy leciałam samolotem, i było fajnie ale jeszcze lepiej było wreszcie po 10 godzinach lotu wysiąść z tego wielkiego metalowego pudła. I powiem szczerze, że moje oczy a właściwie soczewki kontaktowe nie żałowały tego, co zobaczyły. Od razu zakochałam się w tym mieście, dookoła wielkie centra handlowe, boiska do baseballu, drapacze chmur, stylowe restauracje i co mnie najbardziej zdziwiło nawet spożywczaki były ‘’piękne’’, nie mogłam uwierzyć że to miasto w którym miałam się uczyć, studiować, żyć, pracować, wyjść za mąż, założyć rodzinę i co tam mi jeszcze Bóg po drodze powymyślał, no ale może już skończę te moje filozoficzne wywody (czasami mam przebłyski mądrości) i przejdę do opisanie mojego nowego ‘’kątu na Ziemi’’ (właściwie to zastanawiam się czy to jest dom czy może jedna  z will McCartney).
Mój nowy pokój od pierwszego spojrzenia był moim ‘’chłopakiem’’, miałam wielkie łóżko, szafy, jednak jak na mnie przystało zawsze mi czegoś brakuje w  nowiutkim miejscu i w tym przypadku były to plakaty, uwielbiam je choć nie raz bywało że mama dostawała ataku serca  z powodu ścian  całych w Lady Pank, Perfect i Beatlesach ale i tym razem postawiłam na swoim i za 10 minut 1/5 mojej przestrzeni zajmowali moje 3 ukochane zespoły.
-WERONIKA OBIAD – JAK ZAZWYCZAJ WYDARŁA SIĘ NA CAŁY DOM.
-Już idę mamo
Po obiedzie postanowiłam zwiedzić Dallas, wpadłam do kilku restauracji, serwują tu zaskakująco dobre pizze. Podoba mi się to, że zawsze się tu coś dzieje. Po za tym Dallas to miasto kowboi i country.  A z racji ze teraz będę tu żyć to wpadłam do sklepu muzycznego i kupiłam płytę Keitha Urbana, z zamiarem sprawdzenia tego rodzaju muzyki. Na szczęście nie musiała zwiedzać centrum handlowych, przed wyjazdem ukradłam bratu trochę spodni i bluz. Po okrążeniu mojej dzielnicy wróciłam na nogach do domu (ale to się niedługo zmieni bo w USA już od 16 lat możesz mieć prawko.)
Nie marzę już o niczym innym jak tylko o śnie, więc Dobranoc.

poniedziałek, 31 października 2011

1. Wstęp, prolog, czy jak to się zwie

Jak zmieścić całe swoje życie do walizki? No dobra, do trzech walizek, to i tak mało. Tyle rzeczy, które przypominają mi o wspaniałych chwilach mojego życia, a ja muszę wybrać te najważniejsze żeby upchnąć je gdzieś między ciuchami. Tak się nie da, ale obiecałam sobie, że nie będę narzekać. Wiem, że rodzice długo rozważali wszystkie możliwości zanim podjęli decyzję o przeprowadzce. 
Tylko, dlaczego tak daleko?
Ale zacznijmy od początku...

Kim jestem?
- 16 latką, uwielbiającą rocka z lat 60tych, 70tych i 80tych, szczególnie polskiego rocka, choć zagranicznym też nie gardzę, wychowałam się na tej muzyce i szczerze mówiąc innej nie znam. W domu zawsze był tylko rock, a że mi odpowiadał, to innej muzyki nie szukałam.
- Mam na imię Weronika, ale nie lubię swojego imienia, kojarzy mi się z jakąś, co najmniej 100letnią kobietą. Nie lubię być jedną z wielu, więc nie pozwalam zdrabniać mojego imienia w pospolity sposób, znajomi mówią do mnie Roni, a właściwie to Ron, tylko mama używa pełnego imienia...
- Jestem chłopczycą, i bardzo mi z tym dobrze... Nie lubię być dziewczęca, wszystko przez mamę, chciała zrobić ze mnie małą księżniczkę, ubierającą się na różowo, tańczącą w balecie i grającą na skrzypcach... Na szczęście tata miał inne plany, nie pozwolił jej na to, zapisał mnie na Krav Magę, choć na balet chodziłam, chodzę i to chyba jedyna dziewczęca czynność, którą lubię (ale to moja tajemnica, tylko najbliżsi kumple o tym wiedzą, ale im mogę zaufać, poza tym mają to gdzieś, miło nam się spędza czas i tylko to się dla nich liczy). Zawsze lubiłam męskie zajęcia, wolałam samochodziki od lalek, wolałam grać w nogę czy włazić na drzewa niż stroić się przed lustrem. Chyba wszystko przez to, że chciałam być taka jak brat. Jest 3 lata starszy ode mnie, zawsze chciałam robić to, co on, on oczywiście tego nie chciał, ale to inna sprawa. W końcu pogodził się z tym, że jakiś krasnal się za nim włóczy, później nawet to polubił. Nie lubi tylko jak podbieram mu ciuchy z szafy, ale co ja poradzę na to, że męskie są wygodniejsze, chociaż sądzę, że już do tego przywykł. Przez to, że ubieram się jak chłopak, sylwetki też nie mam zbyt kobiecej, duża część osób bierze mnie za chłopaka, dopóki się nie odezwę. Znaczy jest tak jak ktoś nie przyłoży zbytniej uwagi do tego, co widzi, ale nie wielu przykłada, więc dla wielu jestem Ronem, a nie Roni. Zwykle noszę na głowie czapkę z daszkiem albo chustę, więc nawet moich długich włosów nie zauważają od razu. Mam włosy do pasa, ale zwykle związane tak, że nikt nie zna ich faktycznej długości.

Dlaczego się przeprowadzam?
Głównie ze względu na mamę, skończyła biotechnologię, marzyła żeby projektować leki. Najpierw pracowała w Herbapolu, praca nie była uciążliwa, ale mama marzyła o perspektywach rozwoju, jakiś podwyżkach (chyba każdy o tym marzy). Ponieważ w firmie nie miała zbyt wielu możliwości do tego, zmieniła pracę, zatrudniła się w Hascoleku, ale nie wytrzymywała tego psychicznie. Kiedy znalazła ofertę pracy w Dallas, długo się wahała, ale w końcu z tatą podjęli decyzję, że trzeba spróbować. Udało się, mama będzie szefem projektu. Jestem z niej dumna, choć przeprowadzka mnie przeraża. Boję się czy dam sobie radę... te wszystkie różnice, kulturowe, programowe w szkole, bo przecież muszę do niej chodzić. Nigdy nie byłam popularna i jakoś o to nie zabiegałam, ale wolę być outsiderem z wyboru niż pariasem* z przymusu.
Tata problemu z pracą mieć nie będzie, pracował jako informatyk dla polskiego oddziału Microsoftu, kiedy powiedział szefowi jaka jest sytuacja, ten załatwił mu przeniesienie do USA. W Polsce zostają dziadkowie i brat, on ma 19lat i zaczyna studia, jest dorosły, więc może zostać, ja niestety nie.
Tak więc jak tylko zakończy się rok szkolny, czyli za 2 dni wyjeżdżam z mojego rodzinnego Wrocławia do Dallas w stanie Texas. Może nie będzie tak źle? zobaczymy

* parias-członek kasty indyjskiej nietykalnych. Ludzi np. zajmującej się paleniem zwłok.